Marek Szewczyk, prezes zarządu spółki Port Lotniczy Lublin, złożył rezygnację ze stanowiska. - Właśnie poinformowałem o tym prezydenta - powiedział nam wczoraj przed południem. - Pracowałem społecznie trzy miesiące. Dłużej się nie da.
Plany budowy ciągną się od 1999 roku. Wtedy zawiązała się spółka, która miała przekształcić sportowe lotnisko w Świdniku w pasażerski port lotniczy. Akcjonariuszami spółki zostały samorządy oraz przedsiębiorstwa. Spółka od początku miała pod górkę. Najpierw eksperci z Warszawy orzekli, że rozbudowa lotniska w Świdniku jest niezasadna, bo nie ma tam miejsca, by lądowały samoloty pasażerskie. Potem zaprotestowali ekolodzy. Pod trawiastą płytą lotniska zadomowiły się susły perełkowane, które są pod ochroną. Nie milkną też protesty mieszkańców Lublina, którzy mieszkają w dzielnicach najbliższych Świdnikowi.
Władze spółki nie dają za wygraną. - Uporaliśmy się już ze wszystkimi protestami i teraz poszukujemy inwestora - zapewnia Artur Soboń, przewodniczący Rady Nadzorczej Portu Lotniczego Lublin SA. - Będziemy się też starać o dokapitalizowanie spółki. A na razie zarząd pracuje społecznie.
Na budowę lotniska potrzeba 25 mln zł. To i tak około 16 razy mniej niż kosztowałoby lotnisko w Niedźwiadzie lansowane przez województwo (koszt ok. 400 mln zł). Na razie jednak płyta lotniska niemal w całości należy do Banku Pekao SA. Andrzej Pruszkowski, prezydent Lublina, chce jednak zamienić lotnisko na kamienicę przy Krakowskim Przedmieściu, w której mieści się siedziba banku. Ale umowa zostanie podpisana dopiero wtedy, kiedy spółka dostanie koncesję na budowę lotniska regionalnego.
- Nikt rozsądny nie odważyłby się zamieniać kamienicy na kawałek trawnika w Świdniku - wyjaśnia Tomasz Rakowski, rzecznik prezydenta Lublina. - Ale kiedy będzie koncesja, na pewno podpiszemy umowę z bankiem.
- Jest szansa, że ze Świdnika będziemy latać pasażerskimi samolotami - mówi ustępujący prezes spółki Marek Szewczyk. - Bo lotnisko regionalne jest nam bardzo potrzebne.