Samolot uderzył w ziemię niedługo po starcie i natychmiast stanął w płomieniach. W wypadku zginęły dwie osoby. Prawdopodobnie za sterami siedział emerytowany wojskowy, który dawał lekcje pilotażu. Do tragedii doszło w piątek około godziny 18.
- Ofiary to 52-letni mieszkaniec województwa lubelskiego oraz 30-latek spoza Lubelszczyzny - informuje Renata Laszczka-Rusek z lubelskiej policji.
– Usłyszałem huk i wybiegłem za stodołę – mówi Stanisław Saja, właściciel gospodarstwa, w pobliżu którego spadł samolot. – Maszyna już cała stała w płomieniach. Dobiegłem do niej. W środku zobaczyłem dwóch mężczyzn.
Pan Stanisław próbował wyciągnąć jednego z nich. Złapał go za spodenki. Udało mu się podnieść ciało, ale żar był zbyt duży i musiał się wycofać. – Było za gorąco. Sam się poparzyłem. Krzyknąłem tylko do kuzyna, żeby zadzwonił po pogotowie i straż pożarną – dodaje mężczyzna.
– Słyszałem tylko straszliwy huk, a jak dobiegłem na miejsce, to zobaczyłem jak chrzestny próbuje wyciągnąć kogoś z samolotu. Zadzwoniłem na pogotowie i straż, ale tam już wiedzieli o wypadku. Kazali czekać na pomoc – relacjonuje Mirosław Saja.
Ciało jednego z pilotów było w kabinie, drugie leżało tuż obok. Obaj mężczyźni zginęli na miejscu.
– To był prywatny samolot na czeskich znakach – mówi Adam Gruszecki, dyrektor Aeroklubu Lubelskiego. – Nie wiem, ile maszyna była w powietrzu przed wypadkiem. Na miejsce dojechałem za strażą pożarną.
Awionetka często przylatywała na lotnisko w Radawcu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że za sterami siedział emerytowany wojskowy, który dawał lekcje pilotażu swojemu uczniowi.
– Nieoficjalnie wiemy, że samolot spadł w czasie wykonywania jakiejś ewolucji – tłumaczy Badach.
Dziś o wypadku została zawiadomiona Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Specjaliści zbadają szczątki awionetki, po czym ustalą przyczyny katastrofy. Śledztwo w tej sprawie będzie też prowadziła prokuratura.