Najwyższa Izba Kontroli wzięła pod lupę straże z 16 miast wojewódzkich i badała ich pracę w latach 2012–14. Żadnej nie wystawiła oceny negatywnej, pozostałe oceniła lepiej i gorzej, a nasza straż znalazła się wśród tych sześciu gorszych.
Interwencja po 5 godzinach
Najgorzej brzmi w tym raporcie czas oczekiwania na jedną z interwencji: 5 godzin, 24 minuty, 28 sekund. – Tego dnia było duże obłożenie patroli – tłumaczy Robert Gogola, rzecznik lubelskiej straży. – Inne zgłoszenia były ważniejsze i tam konieczna była natychmiastowa reakcja, a ta interwencja musiała czekać – dodaje. Lubelski wynik i tak blednie w porównaniu z tym ze Szczecina: 15 dni, 5 godzin i 25 minut.
Nasza straż jest w gronie najtańszych. Utrzymanie jednego funkcjonariusza kosztuje średnio 69,5 tys. zł rocznie. Na całą straż każdy mieszkaniec Lublina płaci 23,47 zł, podczas gdy warszawiak 75 zł, a gdańszczanin 40. Są też jednostki tańsze od naszej, rekordowa jest zielonogórska: 14 zł rocznie, która jest też najmniej wydajną: na jednego funkcjonariusza przypada rocznie 559 interwencji, podczas gdy u nas 1745, co stawia Lublin na 5. miejscu. Najbardziej wydajni są mundurowi ze Szczecina: 2005 interwencji.
NIK zauważa, że wydajność strażników „nie była rekompensowana poziomem wynagrodzeń”. Pośrednio przyznaje to sam prezydent Lublina, który mówi, że jeśli poprawi się „atrakcyjność wynagrodzeń”, przybędzie też świeżej krwi.
Strażnik nie lubi pouczać
Nasza straż jest w czołówce, jeśli chodzi o mandaty. Od strażników z Lublina bardziej surowi okazali się tylko wrocławscy. U nas mandatem kończy się 75,5 proc. interwencji (we Wrocławiu 82,7 proc.) i to mimo powtarzanych deklaracji, że nie o karanie chodzi w tej pracy.