Blisko 80 osób miał wykorzystać gang oskarżony o handel ludźmi. Jego członkowie werbowali chętnych do pracy za granicą, a potem zmuszali do żebractwa – twierdzą śledczy
Czwartkowa rozprawa w Sądzie Okręgowym w Lublinie rozpoczęła się od serii wniosków, w których obrońcy oskarżonych starali się ograniczyć mediom możliwość relacjonowania procesu.
– Mój klient jest ojcem, mężem i aktywnym sportowcem. Upublicznienie informacji o sprawie utrudni mu dalsze życie – przekonywał mec. Henryk Dzido, obrońca Roberta D., jednego z głównych oskarżonych w sprawie.
Pełnomocnikowi Roberta O. nie podobał się natomiast sposób, w jaki media do tej pory relacjonowały sprawę. Z postulatów mec. Barbary Klauser można było wywnioskować, że domaga się ocenzurowania publikacji związanych z procesem.
– Proszę, by sąd ograniczył przywileje prasy – podsumowała mec. Klauser. – Sąd nie ma wpływu na to, jak prasa relacjonuje postępowanie i czy robi to w sposób zadowalający dla oskarżonego – skwitował sędzia Andrzej Wach i nie zgodził się na wyłączenie jawności całego postępowania.
Zarzuty
W ławie oskarżonych oprócz 38-letniego Roberta D., rok młodszego Roberta O. i 33-letniego Marcina G. zasiada jeszcze ośmiu mężczyzn. Większość pochodzi z Łukowa i okolic. Wielu oficjalnie nie ma stałego zajęcia. Odpowiedzą za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Większość z nich usłyszała również zarzuty dotyczące handlu ludźmi.
– Wykorzystując krytyczne położenie pokrzywdzonych, werbowali ich i transportowali do Finlandii – wyjaśniła prokurator Agnieszka Pakuła. – Tam zmuszali ich do zbierania pieniędzy pod pretekstem kalectwa lub na koszty rzekomego leczenia.
Chodzili z kartkami
Nielegalny proceder miał trwać w latach 2009-2014. Badający sprawę śledczy przesłuchali 150 świadków. Ustalili, że grupa wykorzystała co najmniej 76 osób. Oskarżeni dawali ogłoszenia w mediach, oferując „dobrze płatną pracę” w Finlandii. Miała ona polegać na sprzedaży wyrobów z drewna w zamian za kilka tysięcy złotych miesięcznie. Na ogłoszenia odpowiadali zwykle bezrobotni. Jak dowodzą śledczy, dopiero w Finlandii „pracownicy” dowiadywali się, że muszą chodzić od domu do domu i zbierać datki.
Polacy nie znali języka fińskiego. Dlatego „pracodawcy” wyposażali ich w kartki z prośbą o pieniądze, np. na leczenie dla siebie lub bliskich. Finowie w zamian za gotówkę otrzymywali drewniane figurki lub obrazki. Sprzedający dzielili się pieniędzmi z oskarżonymi, płacili im za noclegi i dowóz do „pracy”.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Odmawiają składania wyjaśnień. Podczas pierwszej rozprawy odczytano zeznania, jakie kilku z nich złożyło podczas śledztwa.
– Ci, którzy ze mną jeździli, byli zadowoleni. Można było zarobić 1000–1500 euro – wyjaśnił Marcin G. – Nikomu nie dawałem kartek z informacją o kalectwie. Ludzie nie znali języka. Sami mogli je pisać.
– Nie wiedziałem, że to nielegalne. Słyszałem, że prezydent Kwaśniewski też kiedyś sprzedawał obrazki w Norwegii – wyjaśnił z kolei Dariusz S.
Z zeznań Roberta O. wynika, że proceder jeżdżenia „na drewniaki” trwał w jego okolicy od dziesięcioleci. On sam miał przed laty wyjeżdżać m.in. do Skandynawii. – Chodziliśmy po domach i żebraliśmy – przyznał śledczym Robert O. Po latach sam zaczął organizować wyjazdy.
"Nie biłem"
– Jak ludzie się obijali to wybuchałem z nerwów, ale nie biłem – zapewnił 37-latek. – Dawałem im kartki „na studenta” i „na sztuma” (osobę głuchą – red.). – Wiedziałem, że oszukują ludzi, ja też tak robiłem.
Obrońca Roberta O. próbowała wykazać, że składając te zeznania jej klient był pod wpływem leków. W sądzie mężczyzna zaprzeczył, by kiedykolwiek przyznał się do żebractwa.
Kolejni oskarżeni będą składać swoje wyjaśnienia na początku kwietnia. Wszystkim grozi do 5 lat więzienia.
Uwaga na „atrakcyjne” oferty
Handel ludźmi to współczesne niewolnictwo – ostrzegają policjanci. Liczba ofiar handlarzy w Polsce szacowana jest nawet na 15 tys. osób rocznie. Mundurowi przypominają, że przestępczy proceder może mieć różne formy: wykorzystywanie do pracy przymusowej, żebractwa, drobnych przestępstw, handlu organami ludzkimi czy prostytucji. Przestępcy często szukają ofiar w rejonach o wysokim bezrobociu, proponując atrakcyjną pracę, która nie wymaga większych kwalifikacji ani znajomości języka obcego. Na miejscu okazuje się jednak, że zwerbowane osoby są wykorzystywane np. do żebractwa.