Rozbiórkę stalowego szkieletu przy ul. Jutrzenki chce wymóc na właścicielach terenu jeden z miejskich radnych. – Niech tę konstrukcję zbada nadzór budowlany – mówi radny. I ma żal do miasta, że samo nie rozebrało żelastwa. – Nie mogliśmy – odpowiada Ratusz
Będę wnioskował do nadzoru budowlanego o sprawdzenie, czy szkielet nie zagraża bezpieczeństwu – mówi Zbigniew Ławniczak, miejski radny PiS. Zapowiada, że w najbliższych dniach złoży oficjalne pismo w tej sprawie. Oczekuje też, że nadzór budowlany wyda nakaz rozbiórki trzydziestoletniej konstrukcji w przypadku, gdyby stanowiła ona zagrożenie.
– Aktualnie nie mamy żadnego pisma w tej sprawie, nie toczy się żadne postępowanie – przyznaje Joanna Jać, szefowa Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego miasta Lublin. Zastrzega, że nakazanie rozbiórki szkieletu wcale nie jest taką prostą sprawą. Aby taki nakaz został wydany budowla musiałaby być niestabilna i grozić zawaleniem. Na taki stan nic nie wskazuje, przynajmniej na pierwszy rzut niefachowego oka. Fachowe oczy dopiero mają żelastwo obejrzeć.
Nie ma też mowy, by zobowiązać właścicieli terenu do otoczenia szkieletu płotem uniemożliwiającym dostęp osób postronnych do stalowej konstrukcji. – Nie ma prawnego wymogu ogradzania swoich nieruchomości, a nie toczą się tam żadne prace wymagające ogrodzenia – stwierdza Jać. Nie można też wymusić ogrodzenia terenu tłumacząc, że ktoś mógłby wspiąć się na konstrukcję, a potem z niej spaść, bo z takiego samego powodu można by żądać ogradzania wielu innych budowli.
Teren na którym stoi szkielet przez lata stanowił własność miasta. W latach 90. ubiegłego wieku został przekazany spółce, która obiecała dokończyć budowę hali sportowej. Nie dotrzymała słowa, dlatego po długiej sądowej batalii umowa ze spółką została rozwiązana, ale wkrótce potem Ratusz musiał oddać ziemię spadkobiercom dawnych właścicieli.
I właśnie w tym krótkim czasie między przejęciem ziemi, a jej zwrotem Ratusz powinien, zdaniem Ławniczaka, rozebrać szkielet. – Miasto mogło wtedy zorganizować jakiś przetarg na rozbiórkę konstrukcji – mówi radny i ma do Ratusza żal o to, że tak się nie stało.
Rzeczniczka Ratusza odpiera zarzuty: – Miasto nie mogło wykonywać prac na gruncie, w którego posiadaniu nie było – odpowiada Beata Krzyżanowska.