Z okazałej wierzby zostały kikuty. Po skardze naszej Czytelniczki miasto zbada kontrowersyjne zabiegi.
– O cięciu wierzby rosnącej od bardzo wielu lat w okolicy bloku przy Samsonowicza 17 dowiedziałam się od 6-letniego wnuka – opowiada nam zdenerwowana Czytelniczka.
Idące na spacer przedszkolaki widziały robotników tnących drzewo. – Wnuk mi opowiadał cały przejęty, że jego koleżanka chciała iść drzewu na pomoc. Proszę sobie wyobrazić: kilkuletnia dziewczynka chciała powstrzymać robotników. Dzieci mają wrażliwość i reagują na takie historie, zwłaszcza, że to dające cień drzewo rosło niedaleko placu zabaw. Nie przeszkadzało nikomu. Było okazałe i piękne.
Urząd Miasta zapowiada kontrolę. Bo choć przepisy dotyczące wycinki złagodzono od stycznia, ale nie tak, by wszystko było wolno. Pozwolenia na wycinkę nie potrzebują osoby fizyczne usuwające drzewo ze swojej posesji, o ile nie prowadzą tu działalności gospodarczej. Ale np. spółdzielnie mieszkaniowe i wspólnoty nadal muszą prosić o zgodę.
Ograniczenia dotyczą też prześwietlania korony. – Cięcia do 30 proc. korony nie wymagają zgody – mówi Olga Mazurek-Podleśna z Urzędu Miasta. – Większe cięcia, ale do 50 proc. korony traktowane są jako uszkodzenie drzewa, a powyżej 50 proc. jako jego zniszczenie podlegające takiej samej karze jak usunięcie bez zezwolenia drzewa o tych samych parametrach – dodaje. 30 proc. tak naliczonej kary trzeba zapłacić od razu, a 70 proc. jest egzekwowane, jeśli drzewo nie przeżyje cięć.
Jak będzie w tym przypadku? Miasto zapowiada oględziny.