Schodziła z przyjaciółmi z Orlej Perci. Było godz. 20.30. Po zmroku. Na Przełączy pod Chłopkiem Jowita źle postawiła nogę. Spadła 100 metrów w przepaść. Zginęła na miejscu. Wczoraj nad ranem ratownicy wyciągnęli jej ciało.
- To byli doświadczeni taternicy, nie przypadkowi turyści - mówi Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. - A zejście z kazalnicy nie należało do najtrudniejszych. Ale góry są nieubłagane. Czasami jeden zły krok kosztuje życie najlepszego alpinistę.
Znajomi dziewczyny są wstrząśnięci. - Jeździliśmy razem na wyprawy - wspomina Tomasz Burdzanowski, kolega Jowity z lubelskiego Akademickiego Ośrodka Sportowego, gdzie wspinali się na skałkach. - Jowita często nie wiedziała, co wybrać. Czy jechać z nurkami nad wodę, czy z nami w góry. W obu dziedzinach była świetna. Wspinaliśmy się latem, zimą, na skałkach, w górach. Nie rozumiem, co się stało. Droga, którą schodzili, była chyba najbezpieczniejszym zejściem w tamtym rejonie.
Niewykluczone, że powodem wypadku było zmęczenie, bądź załamanie pogody. Prokuratura w Zakopanem już bada tę sprawę. Jutro do Zakopanego jedzie brat dziewczyny, by zidentyfikować ciało. Potem razem z przyjaciółmi Jowity, z którymi odbyła swoją ostatnia wyprawę, wrócą do Lublina.
W ubiegłym tygodniu w Alpach szwajcarskich zginęła 23-letnia alpinistka z Puław.