Kampania wyborcza przeniosła się do szkół. Właśnie trwa bój o manaty w młodzieżowej Radzie Miasta.
Wszystko jak podczas prawdziwych wyborów. - Powstała komisja wyborcza. Karty do głosowania trzeba będzie wydrukować, przygotować sale, urnę. I sukno zielone będzie i kwiatki - wylicza Monika Jasińska-Wosiek, nauczycielka języka angielskiego i opiekunka komisji wyborczej z Gimnazjum nr 18 w Lublinie.
Na kilka dni każda placówka stała się okręgiem wyborczym. W sumie powstało ich siedemdziesiąt (w trzech szkołach nie było chętnych do startu w wyborach). Z każdego gimnazjum, liceum czy technikum będzie wybrany jeden radny, który zasiądzie w młodzieżowej radzie miasta.
Na szkolnych korytarzach pojawiły się plakaty wyborcze. - Chcę pokazać Lublinowi, naszej szkole i wszystkim, że potrafię los młodzieży zmienić na lepszy - poważnie przekonuje Mateusz Białkowski, który chodzi do pierwszej klasy Gimnazjum nr 18 w Lublinie. - Przygotowałem plakat wyborczy. Jestem w nim wystylizowany na super bohatera, który nazywa się Super Mati. Lecę nad Lublinem, by wszystkim pomagać - tłumaczy swoje przesłanie Mateusz.
Takich kandydatów jak Mateusz w "18” jest jeszcze dziesięciu. - Mam już doświadczenie, bo w ubiegłym roku byłam radną. W tym także kandyduję - mówi Diana Korkosz, trzecioklasistka. - Bo przez rok przecież nie da się za wiele zrobić. Dlatego chcę wrócić do urzędu i doprowadzić do skutku nasze pomysły, czyli postawienie ścianki dla grafficiarzy i zrobienie większej ilości lodowisk dla młodzieży.
Monika Mazur z II b idzie do wyborów prawie jak były prezydent Lech Wałęsa, "bo nie chce, ale musi”. - Koledzy z klasy mnie wyznaczyli, no to kandyduje - mówi trochę nieśmiało. - Mój sztab wyborczy nawala, bo plakatów jeszcze nie przygotował. Ale weźmiemy się do pracy. Już dziś.
Wasylyna Łojik z III d też kandyduje. Na plakacie wyborczym jest jej zdjęcie na tle przyrody. - Bo kampanię będę miała spokojną - mówi. - Bez żadnych haków.
Kadencja młodzieżowej rady będzie trwała rok. Szkolni rajcy mają spotykać się na sesjach raz w miesiącu.