Sławomir Sosnowski zeznawał w środę w charakterze świadka w sprawie prof. Elżbiety Starosławskiej, byłej szefowej COZL, która walczy w sądzie o powrót do pracy.
Według marszałka województwa, konflikt z szefową COZL zaczął się latem ubiegłego roku, kiedy zatrudniła ponad 320 osób, mimo że nie miała kontraktu z NFZ na nowe oddziały.
– Kierowaliśmy prośby, również na piśmie, żeby tego nie robiła. Przyniosło to negatywne skutki dla finansów szpitala. Wtedy nie było to jeszcze tak dotkliwe jak teraz, bo centrum miało wówczas pewne zasoby, które równoważyły straty – mówił w sądzie Sosnowski.
Zdaniem marszałka to był szantaż. – Podczas wewnętrznych rozmów prof. Starosławska twierdziła, że dostosuje się do oczekiwań Zarządu Województwa, a co innego robiła i mówiła do mediów – opowiadał Sosnowski. – Takie zachowanie odbierałem jako szantaż w stosunku do Urzędu Marszałkowskiego i NFZ. Podobnie jak późniejsze protesty związkowców z COZL przed urzędem.
NFZ nie zgodził się na ogłoszenie żadnego konkursu poza hematologią, ale ten wygrał Szpital Kliniczny nr 1. Według Sosnowskiego, COZL nie był wystarczająco dobrze przygotowany na udzielanie świadczeń i taka sytuacja mogła się powtórzyć też w innych dziedzinach.
Pojawiły się też problemy z rozbudową szpitala m.in. pojawił się wniosek o sfinansowanie dodatkowych robót o wartości 20 mln zł.
– Zarząd nie zaakceptował takiej kwoty, nie widzieliśmy do tego podstaw. Chodziło na przykład o wymianę wind w oddanej już do użytku części szpitala, bo okazało się, że są one zbyt głośne i za wolne – mówił Sosnowski. – To wzbudziło poważne wątpliwości.
Problem był także z oświadczeniami majątkowymi, w których była dyrektor nie podała źródeł dodatkowych dochodów (poza umową o pracę) i konsekwentnie odmawiała ich ujawnienia. Do tych zastrzeżeń doszły w marcu wyniki kontroli w szpitalu, z której wynikało, że prof. Starosławska naruszyła ustawę antykorupcyjną i ustawę o zamówieniach publicznych.
– Na tej podstawie podjęliśmy jednomyślną decyzję o wypowiedzeniu ze skutkiem natychmiastowym. Nie rozmawialiśmy osobiście, bo pani dyrektor przebywała na kilkumiesięcznym zwolnieniu. Nie przeszkadzało jej to jednak jeździć do rozgłośni toruńskich i szkalować zarząd – zauważa Sosnowski. – To wszystko doprowadziło do tego, że nie widzę możliwości dalszej współpracy. Wcześniej byłem naiwny, teraz już bym nie zaufał prof. Starosławskiej.