Na Molickiego wrze. Ludzie piszą do Ratusza protesty, bo nie chcą za sąsiadów dzieci z domu dziecka. Wiedzą, że do trzech budynków przy ich ulicy trafią dzieci z likwidowanej placówki przy Narutowicza. Tymczasem w magistra-cie twierdzą, że lokalizacja Zespołu Wsparcia Dziecka i Rodziny nie jest jeszcze przesądzona.
O tym, od kogo miasto kupi budynki dla Zespołu Wsparcia Dziecka i Rodziny miał zdecydować przetarg. - O ile się orientuję, lokalizacja zespołu nie została jeszcze przesądzona - informuje Antoni Chrzonstowski, zastępca prezydenta miasta.
Przedwczoraj Chrzonstowski skierował do Rady Miasta projekt uchwały zmieniającej ubiegłoroczną decyzję radnych. W taki sposób, że przetarg nie będzie już konieczny. - Praktyka pokazała, że nie należy spodziewać się dużej ilości ofert - tłumaczy Dziennikowi Chrzonstowski. W uzasadnieniu proponowanych zmian pisze, że właściciele domków "nie przystępują do przetargu”.
Propozycje Chrzonstowskiego (który jest szefem komisji przetargowej) będą głosowane na dzisiejszej sesji Rady Miasta. Jeżeli poprze ona pomysł prezydenta, to jego urzędnicy będą mogli kupić domki od kogo tylko zechcą. Nie wcześniej. Ale przyszli sąsiedzi Zespołu Wsparcia już wiedzą, gdzie trafią sieroty. Do trzech domków przy ul. Molickiego.
Ludzie nie chcą u siebie dzieci z ul. Narutowicza. Wystawili na ulicy stolik, przy którym zbierali podpisy pod protestem. - My chcemy tu żyć spokojnie - mówi jedna z protestujących kobiet. Listę zanieśli do Ratusza.
Dyrekcja likwidowanego domu dziecka nic nie wie o protestach mieszkańców.
- Nie dotarły do mnie takie informacje - mówi Lidia Goguł, wicedyrektorka placówki. - Martwi mnie jednak to, że dotrą one do dzieci. A chciałabym, żeby uniknęły przykrości. Zwłaszcza, że wszyscy żyjemy myślą, że na Boże Narodzenie uda nam się przenieść do nowego domu. •