Mieszkańcy podlubelskiej Elizówki i Rudnika protestują przeciw budowie toru motocrossowego na terenie giełdy. Tor już raz tam był, trzy lata temu. Badania potwierdziły wówczas, że jest za głośny. Sąsiedzi nie chcą powtórki. Wójt uspokaja – to tylko jedne zawody na rok.
Obiekt ma być gotowy przed 10 września. – Wtedy odbędą się tu ostatnie eliminacje Mistrzostw Polski – mówi Piotr Więckowski, prezes lubelskiego Klubu Motorowego Cross. – Impreza miała się odbyć w Szczecinie, ale tamtejszy klub nie zdołał zebrać pieniędzy, więc Polski Związek Motorowy zapytał nas, czy nie jesteśmy w stanie zorganizować eliminacji u siebie.
Budowa toru już się rozpoczęła. Ale części okolicznych mieszkańców się to nie podoba. Zawiązali nawet komitet protestacyjny.
– Wszystko dzieje się w takim miejscu, że z głównej drogi niczego nie widać. Nikt o tym na dobrą sprawę nic nie wie, a sprzęt pracuje już od kilku dni – mówi Jacek Kudła, jeden z protestujących mieszkańców Rudnika.
Przeciwnicy toru przypominają historię sprzed trzech lat, kiedy to podobny obiekt powstał w tym samym miejscu.
Władze Lublina, które wsparły inwestycję obiecały wówczas, że zlecą specjalistyczne pomiary hałasu w trakcie rozgrywek. Warszawski ekspert stwierdził, że dopuszczalny poziom dźwięku przy domach mieszkalnych był przekroczony o 6 do 13 decybeli. Uznał, że niewiele da się z tym zrobić. W końcu tor zniknął.
– Boimy się, że znów będzie tutaj hałas. Chcemy żyć w spokoju. W planie zagospodarowania nikt nie wskazywał, że będzie tu tor, każdy oczekiwał spokoju, przecież po to ludzie wyprowadzają się z miasta – stwierdza Kudła. – Podczas poprzednich zawodów w moim domu wszystko było słychać, a mam małe dzieci.
– Wyraziłem zgodę na jednodniowe zawody raz w roku – przyznaje Krzysztof Urbaś, wójt gminy Niemce. – Jeden dzień w roku, to jeden dzień w roku. Nie będzie ani drugiego dnia, ani żadnych treningów. Teren jest ogrodzony i gdyby ktokolwiek chciał tu przyjeżdżać na treningi to mieszkańcy mogą podać sprawę do sądu – dodaje.
Prezes klubu zapewnia, że o żadnych treningach nie ma mowy. – My nie potrzebujemy takiego toru jak żużlowcy, że mają jeden obiekt i na nim jeżdżą. My ćwiczymy w różnych miejscach – podkreśla Więckowski.
– Na zawody przyjadą ludzie z całej Polski – zauważa wójt. – Jeśli sąsiad robi imieniny raz w roku to jesteśmy wyrozumiali, bo to tylko raz w roku. Gdyby to było trzy razy w tygodniu to można by się irytować – dodaje Urbaś.
Przeciwnicy toru zapowiadają dalsze protesty. Napisali już m.in. do wojewody.