Gałęzie zbyt nisko wiszą nad jezdnią i zaczepiają o nie trolejbusy – zaalarmował urzędników jeden z mieszkańców i poprosił, żeby rozwiązali problem. Urzędnicy odpisali, że chcą mapki lokalizacji drzew i zdjęć z zaznaczonymi gałęziami, które trzeba przyciąć
Tym, którzy rzadko tu bywają wyjaśniamy, że trolejbusy jeżdżą tędy od marca. Zasilających je przewodów tu nie ma, dlatego pojazdy korzystają tu z generatora lub akumulatorów i jadą ze złożonymi "pałąkami”. Mają wtedy 3,4 m wysokości. Wolna przestrzeń nad jezdnią (fachowo nazywająca się skrajnią) powinna być wyższa, ale nie jest.
Mając dość spadających gałęzi, pan Krzysztof wysłał do Zarządu Dróg i Mostów oficjalny wniosek o rozwiązanie problemu. – Proszę o jak najszybsze podjęcie prac mających na celu odtworzenie skrajni jezdni – napisał Kowalik. I choć nazwał to dość oficjalnie, to w praktyce chodziło o przycięcie gałęzi.
Co na to urzędnicy? Odpowiedzieli, bo musieli to zrobić - zmuszają ich do tego przepisy. Ale w oficjalnej odpowiedzi nie ma ani słowa o tym, że ktoś te drzewa obejrzy. I ani słowa o tym, że jeśli będzie to konieczne, to gałęzie zostaną przycięte. Co więcej, z pisma wynika, że nie będzie "nadania sprawie dalszego biegu”, dopóki pan Krzysztof swojego wniosku nie uzupełni.
– Uzupełnieniem wniosku winno być podanie, przedstawienie konkretnych drzew, które według Pana stwarzają największe utrudnienie i poddane powinny być zabiegom pielęgnacyjnym (lokalizacja drzew na mapie) oraz przedstawienie zakresu tych utrudnień (np. fotografie z zaznaczeniem kolidujących gałęzi/konarów) – odpisał Adam Borowy, zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Mostów. Nie powołał się przy tym na żaden przepis, który upoważniałby go do żądania takich informacji.
Pan Krzysztof w rozmowie z nami zapowiada, że ani nie zasiądzie do rysowania mapki, ani nie będzie fotografować gałęzi. – Nie mam czasu na takie rzeczy – stwierdza Kowalik. – Poza tym to nie jest moje zadanie, tylko zarządcy drogi.
Komentarz
Lekcja pokory przyda się temu, kto zamiast wysłać na miejsce podwładnego każe mieszkańcowi rysować mapki i przybija pod tym swą poważną, czerwoną pieczątkę. Ozdobiona pieczątką arogancja nie staje się ani powagą, ani życzliwością.
A przecież od tego jest urzędnik, by życzliwie rozwiązywać problemy, a nie dokładać ich temu, kto je zgłasza. Od tego, by szukać rozwiązań, a nie uzasadnień, że "niedasię”. Tu nikt nie posilił się nawet o uzasadnienia.
Jeśli jakieś złe siły mieszają w Zarządzie Dróg i Mostów i każą musztrować interesentów, to Ratusz powinien zatroszczyć się o adekwatne egzorcyzmy. W przeciwnym razie zapewnienia o służebnej roli samorządu i wsłuchiwaniu się w głos mieszkańców cichcem diabli rozmontują.
Dominik Smaga