Urząd Marszałkowski w Lublinie ugiął się przed firmą milionera Zbigniewa Jakubasa. Dopuścił ją do przetargu na dostawę taboru kolejowego, chociaż spółka nie ma odpowiedniego doświadczenia. Tymczasem, inne województwa stawiają na sprawdzonych producentów.
Urzędnicy postanowili, że do przetargu dopuszczą firmy, które przez ostatnie trzy lata sprzedały przynajmniej trzy spalinowe pojazdy szynowe do przewozu osób, warte minimum 5 mln zł każdy. Newag SA – firma kontrolowana przez Jakubasa – zaprotestowała i urzędnicy zmienili specyfikację przetargu.
Teraz może w nim wystartować firma, która nie ma doświadczenia w budowie pojazdów spalinowych do przewozu ludzi. Wystarczy, że sprzedała ostatnio jakiekolwiek trzy pojazdy jeżdżące po szynach.
– Czyli nawet drezyny – zauważa Tomasz Zaboklicki, prezes Pesa Bydgoszcz SA, firmy, która zwróciła nam uwagę na zmienioną specyfikację przetargową.
Pesa to krajowy potentat w budowie taboru kolejowego, a Newag dopiero walczy o miejsce na rynku.
– Dziwię się, że Urząd Marszałkowski eksperymentuje na pasażerach i ryzykuje wydanie publicznych pieniędzy. Tylko firmy, które prowadzą seryjną produkcję, zdążą dostarczyć wam do września przyszłego roku pierwsze dwa pojazdy. Przebadane i z certyfikatami – przekonuje Zaboklicki.
Newag twierdzi, że wymagania lubelskich urzędników mogła spełnić tylko Pesa. Dlatego oprotestował pierwszy przetarg.
– Nasze uwagi dotyczyły doświadczenia wymaganego od uczestników przetargu. To wykluczało nas z postępowania – tłumaczy Józef Michalik, dyrektor działu marketingu w Newagu. – Tym protestem otworzyliśmy przetarg dla innych firm.
– Urząd może zaoszczędzić w przetargu, ale dołożyć potem do eksploatacji – zauważa prezes Pesa.
– Zmieniliśmy specyfikację, żeby zwiększyć konkurencyjność – uzasadnia Wojciech Wnuk z komisji przetargowej.
– Bo wtedy uzyskujemy lepsze ceny – dodaje marszałek Krzysztof Grabczuk (PO).
Jednak inne urzędy marszałkowskie odrzucają protesty Newagu. Jak np. w woj. zachodniopomorskim, gdzie nie chcą kupować taboru od producentów bez doświadczenia.
– Ich pojazdy spędzają bardzo dużo czasu w naprawie – stwierdził Witold Jabłoński, tamtejszy wicemarszałek. Przypomniał przypadek prototypowego szynobusu firmy Kolzam, który już w drugim roku eksploatacji był 240 dni w naprawie.
Podobny protest Newagu odrzucił w sierpniu marszałek woj. dolnośląskiego.