Burzliwa debata towarzyszyła głosowaniu nad zmianami w tegorocznym budżecie Lublina. Głównym punktem zapalnym było przesunięcie prawie 50 mln zł na pokrycie dodatkowych roszceń firmy, która buduje Dworzec Metropolitalny
Budowa Dworca Metropolitalnego to obecnie najważniejsza miejska inwestycja. Pierwotnie miała być gotowa 29 lipca ubiegłego roku, jednak od tamtej pory kilkukrotnie przesuwano termin ukończenia prac. Obecnie jest mowa o drugiej połowie października.
Na podstawie podpisanych aneksów do umowy, koszty budowy wzrosły o ponad 51 mln zł. Przed tygodniem Ratusz poinformował o potrzebie zapłaty głównemu wykonawcy dodatkowych 49 mln zł netto. Miało to związek z tym, że spółka Budimex zwróciła się z roszczeniem zwiększenia swojego wynagrodzenia. Jako powód podała znaczący wzrost cen materiałów budowlanych oraz kosztów pracy.
Urzędnicy skorzystali z możliwości mediacji w sądzie polubownym przy Prokuratorii Generalnej. Przekonywali, że to najlepsze rozwiązanie z możliwych, bo wykonawca pierwotnie oczekiwał dodatkowej zapłaty w wysokości ok. 90 mln zł, a ewentualne wejście z nim w spór sądowy nie tylko byłoby droższe, ale mogłoby skutkować nawet wstrzymaniem inwestycji.
Wynegocjowaną kwotę trzeba było zabezpieczyć w miejskim budżecie. Na wczorajszej sesji Rady Miasta głosowano nad projektem uchwały w tej sprawie. I tu wywiązała się burzliwa dyskusja, w której prym wiedli przeciwni dokładaniu kolejnych milionów do budowy radni Prawa i Sprawiedliwości.
- Ta budowa to będzie „miś” naszych czasów, jeśli wydamy w sumie ponad 300 mln zł na dworzec. Jest ładny i nowoczesny, tylko pytanie, czy Lublin i jego mieszkańcy mają dokładać 49 milionów, żeby go dokończyć – mówił szef klubu radnych PiS Piotr Breś. I dopytywał, dlaczego miasto nie nalicza kar wykonawcom i projektantom za opóźnienia i stwierdzone uchybienia. Zapowiedział też złożenie wniosku do Najwyższej Izby Kontroli o skontrolowanie inwestycji.
Na nawiązanie do kultowego filmu „Miś” Stanisława Bareji zareagował prezydent Krzysztof Żuk, który odbił piłeczkę i przypomniał projekty realizowane w kraju przez rząd PiS.
- Jeśli mówi pan o „misiu” naszych czasów, to przypomnę przekop Mierzei Wiślanej, który miał kosztować 800 mln zł, a skończyło się na ponad 2 miliardach. Nie wspomnę o Centralnym Porcie Komunikacyjnym i innych inwestycjach – odpowiedział Żuk. I wracając do dodatkowej zapłaty dla Budimeksu podkreślał, że porozumienie w tej sprawie było konieczne. - Tu nie ma żadnej uznaniowości. Tu jest obiektywne wskazanie konkretnej kwoty. Można było pójść z wykonawcą do sądu, ale wtedy nie zrealizowalibyśmy tej inwestycji, ryzykując utratę unijnego dofinansowania – przekonywał.
W trakcie dalszej dyskusji górę często brały nerwy, dwukrotnie potrzebne było ogłoszenie 15-minutowej przerwy dla okiełznania emocji. Ostatecznie głosami mających większość w radzie radnych z klubu prezydenta, zmiany w budżecie zostały przegłosowane.