Izby przyjęć zamieniły się w izby wytrzeźwień. Personel zamiast ratować chorych, użera się z pijanymi, masowo zwożonymi przez policję i pogotowie ratunkowe.
Takich delikwentów zawożono zwykle do izby wytrzeźwień. Ponieważ była niedochodowa, latem br. władze miejskie ją zlikwidowały. Dr Agnieszka Winiarska, kierownik Oddziału Ratunkowego, czyli izby przyjęć przy al. Kraśnickiej mówi, że przeżywają horror. – Nie ma dnia, aby policja lub pogotowie nie przywiozły pijanego. Są agresywni. Wrzeszczą. Wyzywają personel. Zanieczyszczają oddział odchodami i wymiocinami. Cierpią na tym pacjenci.
Urwanie głowy z pijanymi ma też szpital przy ul. Biernackiego. Tamtejsza toksykologia przyjmuje dziennie ok. 4–5 nietrzeźwych. – Trzeba ich umyć, przebrać – mówi dr Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator.
Lekarze oceniają, że 90 proc. nietrzeźwych przywożonych do szpitali nie ma dolegliwości chorobowych. Są tylko pijani. A stan upojenia alkoholowego to nie choroba. Dlatego udzielona im pomoc nie kwalifikuje się do miana porady lekarskiej. I tym samym do zapłaty przez kasę chorych.
Zamykając izbę, miasto pozbyło się problemu. Teraz problem mają szpitale. Małgorzata Łobodzińska, miejski inspektor zdrowia radzi więc, aby policja zawoziła nietrzeźwych leżących na ulicy do domu. – Do szpitala w przypadku zagrożenia zdrowia – dodaje. – Gdy są podejrzewani o popełnienie przestępstwa do policyjnej izby zatrzymań.
Zdaniem podinspektor Bibianny Bortackiej, rzecznika prasowego KWP w Lublinie, to nie takie proste. – Do domu nie można, bo często nie mają dokumentów. A powiedzieć, gdzie mieszkają nie chcą lub nie są w stanie. Policjanci nie mają zaś pewności, że pijany nie doznał jakichś obrażeń.
Miasto wymyśliło więc, że będzie płacić za przyjmowanie pijanych tym szpitalom, które mają oddziały detoksykacyjne: szpitalowi przy ul. Biernackiego, Instytutowi Medycyny Wsi oraz Szpitalowi Neuropsychiatrycznemu. Ośrodki odrzuciły propozycję. – Stawka była śmiesznie mała, bo 20 zł za osobę – mówi dr Artur Kościański, zastępca dyr. ds. lecznictwa Szpitala Neuro-
psychiatrycznego.
Dr Lewandowska-Stanek z Bieranckiego dodaje, że pijani zablokowaliby izbę przyjęć. Nie byłoby miejsca i czasu dla chorych.
Ostatni pomysł Ratusza jest taki, aby izbę poprowadziło jakieś stowarzyszenie. Ale w swoim lokalu. Pomysł upadł, ponieważ dwie zainteresowane organizacje chciały utworzyć „żłobek”, ale w budynku po byłej izbie, czyli przy ul. Kawiej. Takie rozwiązanie nie wchodzi w grę, bo władze miejskie przygotowują właśnie obiekt do sprzedaży.