Jak pisaliśmy w Dzienniku, podatek po najwyższych stawkach wziął się stąd, że minister finansów zaliczył szpitale do firm prowadzących działalność gospodarczą. Szpitale nie zgadzają się jednak płacić podatku z górnej półki – i to z wyrównaniem za pięć lat wstecz – ponieważ nie mają na to pieniędzy.
Odwołują się więc do kogo się da. Placówki z Lublina szukały pomocy w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. SKO wzięło pod uwagę trudną sytuację służby zdrowia oraz nieprecyzyjne przepisy ustawy o zakładach opieki medycznej i wystąpiło z zapytaniem do Naczelnego Sądu Administracyjnego, co robić.
– NSA odpowiedział, że szpitale muszą płacić najwyższy podatek, ponieważ świadczenie usług medycznych jest działalnością gospodarczą. Dlatego odwołania szpitali od 37 decyzji samorządu rozpatrzyliśmy negatywnie – mówi Zofia Kicińska z SKO w Lublinie.
Wojewódzki Szpital im. Jana Pawła II w Zamościu ma do zapłacenia prawie 2 mln zł zaległego podatku. A ponadto będzie teraz płacić rocznie nie kilka tysięcy złotych, jak do tej pory, ale już po nowych stawkach 60 tys. zł. – Odwoływaliśmy się do Rady Miejskiej, kolegium odwoławczego, a nawet NSA. I nic – mówi Andrzej Mielcarek, dyr. szpitala. – To kolejne obciążenia po ustawowej podwyżce o 203 zł, na które nie ma pieniędzy. A te z kasy chorych są coraz mniejsze.
Dyr. Mielcarek uważa, że przy tak niskim poziomie finansowania nie da się utrzymać służby zdrowia na przyzwoitym poziomie. – W krajach Unii Europejskiej przeznacza się na służbę zdrowia do kilkunastu procent Produktu Krajowego Brutto, w Polsce 4 proc. – zauważa dyr. Mielcarek. – Dopóki to się nie zmieni, nie wyjdziemy z zapaści.