We wtorek rozpoczął się kolejny proces Ewy P., która wyjątkowo brutalnie zabiła swojego męża. Nadziała mężczyznę na kij od szczotki. W pierwszym procesie została za to skazana na 11 lat więzienia.
Ze względu na okoliczności zabójstwa, proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. Wiadomo jedynie, że Ewa P. już w pierwszym postępowaniu przyznała się do makabrycznej zbrodni. Sąd uznał wtedy, że kobieta nie planowała zabójstwa. Wymierzył jej karę 11 lat pozbawienia wolności, zamiast 15 lat, o co wnioskowała prokuratura.
Po apelacji wyrok został uchylony. Sąd odwoławczy ocenił, że przy pierwszym rozstrzygnięciu nie należało się opierać jedynie na wyjaśnieniach Ewy P. Sprawa wróciła więc na wokandę Sądu Okręgowego w Lublinie. Nowe postępowanie ruszyło w listopadzie. Zmienił się jednak skład sędziowski, co oznaczało, że całe postępowanie trzeba przeprowadzić od początku.
Proces dotyczy zbrodni, do której doszło w lipcu 2015 r. w Piotrowicach. Ewa P. mieszkała tam z mężem Wiesławem. Wcześniej przez wiele lat pracowali w Stanach Zjednoczonych. W 2009 r. wrócili do Polski. Jak wynika z akt sprawy, sukcesywnie przepijali oszczędności. Między małżonkami dochodziło do awantur.
Jedna z nich skończyła się tragicznie. Feralnego dnia Ewa P. wezwała pogotowie informując, że mąż leży na podłodze. Ratownicy zobaczyli mężczyznę w kałuży krwi. Ewa P. została zatrzymana, a później oskarżona o brutalne zamordowanie męża.
Okazało się, że już trzy dni przed odnalezieniem zwłok między kobietą a jej mężem doszło do awantury. Ewa P. okładała Wiesława kijem od szczotki tak długo, aż kij się złamał. Później związała ręce męża taśmą samoprzylepną. Skrępowany i pobity mężczyzna był całkiem bezbronny. Kobieta chwyciła kij od szczotki zakończony śrubą i przynajmniej trzy raz wcisnęła go w odbyt małżonka. Kij rozrywał organy wewnętrzne. Mężczyzna konał w męczarniach.
Ewa P. dopiero trzeciego dnia wezwała pogotowie. Lekarz mógł już tylko stwierdzić zgon. Późniejsze ustalenia dowiodły, że kobieta wepchnęła w odbyt męża nie tylko kij, ale i butelkę po winie. 59-latka tłumaczyła później śledczym, że mąż był dla niej „niedobry”.