Blisko 3 tysiące osób oczekiwało na operację w Klinice Ortopedii i Traumatologii w Lublinie. To najgorszy wynik w kraju. Swoje odczekać musieli też pacjenci neurochirurgii i neurochirurgii dziecięcej.
Według NIK, w czerwcu ub. roku na zabieg w Klinice Ortopedii i Traumatologii SPSK 4 w Lublinie czekało aż 2758 osób. Co gorsza, pacjenci nie mogli być pewni, że zostaną przyjęci w wyznaczonym terminie. Choć kontrola odbyła się rok temu, sytuacja nie uległa poprawie.
– Na zabieg czekałam od lipca 2009 roku. Zoperowano mnie dopiero teraz, we wrześniu – mówi Franciszka Mazur z Żakowoli. – Czas w kolejce do ortopedy było dla mnie bardzo uciążliwy. Przez ponad rok musiałam poruszać się o kulach – skarży się kobieta.
Nie lepiej było – twierdzi NIK – w klinikach neurochirurgii, gdzie na przyjęcie czekało 319 osób.
Swoje odczekać też musieli korzystający ze specjalistycznej opieki w Szpitalu Wojskowym przy Al. Racławickich. Tam w kolejce do urologa zapisano 290 osób, do neurologa 674, do ortopedy 265.
– Czas oczekiwania wydłuża się, bo przyjmowane są osoby spoza list lub poza kolejnością, bez wskazań medycznych. Opóźnieniom sprzyja także bałagan w prowadzeniu list oczekujących, awarie sprzętu, niedostateczne wyposażenie szpitali, braki personelu, a przede wszystkim brak pieniędzy – czytamy w raporcie NIK.
– Ta sytuacja jest wynikiem niewystarczających kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia – uważa Marta Podgórska, rzecznik prasowy SPSK 4. – Nie możemy przyjąć takiej liczby pacjentów, jak byśmy chcieli. Dlatego muszą czekać w długich kolejkach.
Tymczasem, Karol Ługowski, rzecznik prasowy lubelskiego NFZ, zauważa, że w finansowaniu tego oddziału szpitala obserwuje niewielką tendencję wzrostową. – Łączna wartość umów na ortopedię, rehabilitację i traumatologię SPSK 4 w 2009 roku wyniosła ponad 16 mln zł, w 2010 ponad milion zł więcej – mówi Ługowski.
Na zarzut NIK o nierzetelnie prowadzonych listach pacjentów Marta Podgórska opowiada: Fundusz nie dostarczył nam skutecznego systemu weryfikacji pacjentów. Ludzie zapisują się do specjalisty, po czym rezygnują, nie informując nas o tym. W ten sposób kolejka sztucznie się wydłuża – twierdzi rzeczniczka.
Podobnie uważa pani Jadwiga, która na zabieg oczekiwała 7 miesięcy. – Pacjenci nie przychodzą na umówione wizyty i nie uprzedzają o tym. Na ich miejsce mogliby zapisać się inni, bardziej potrzebujący.
– Pacjent powinien powiadomić nas o tym, że rezygnuje z wizyty w wyznaczonym terminie – apeluje Podgórska.