Przy odrobinie zachodu i pracowitości można stworzyć lubelską wersję listy Wildsteina. Nasz oddział Instytutu Pamięci Narodowej nie ma jednego spisu nazwisk. Można je jednak wyłowić z bogatego archiwum instytutu.
O udostępnienie listy osób, które posiadają swoje akta w zasobach instytutu, może wystąpić każdy, kto zajmuje się pracą badawczą albo zbiera materiały do publikacji. Korzystając z takiej możliwości listę z warszawskiego IPN skopiował Bronisław Wildstein, publicysta „Rzeczpospolitej”. Rozdał ją swoim kolegom dziennikarzom. Wywołało to burzę w środowisku.
Wczoraj dotarliśmy do tej listy. Znajduje się na niej ok. 240 tys. nazwisk. Obok nich są sygnatury spraw – z tych informacji nie wynika, kto był inwigilowany przez specsłużby, a kto był ich tajnym współpracownikiem. Lista Wildsteina dotyczy głównie Warszawy i okolic. Nie znaleźliśmy na niej nazwisk nawet znanych działaczy lubelskiego podziemia solidarnościowego.
Czy podobną listę można zdobyć w lubelskim IPN? Osoba, która otrzyma zgodę instytutu na przejrzenie archiwów, może zajrzeć do rejestrów, zarówno spisów papierowych jak i tych w komputerze. – Są to spisy spraw dotyczące rozpracowywanych środowisk, organizacji i konkretnych osób – wymienia Leon Popek, naczelnik Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów lubelskiego IPN.
Baza danych naszego IPN różni się jednak od tej, którą mają w Warszawie. Uzyskanie gotowej listy nazwisk osób figurujących w aktach jest utrudnione, bo w lubelskim spisie informacje podzielone są na kilka działów i do tego są przemieszane – obok nazwisk są też np. kryptonimy operacji prowadzonych przez specsłużby PRL. Listę nazwisk podobną do tej, którą skopiował Wildstein, trzeba stworzyć samemu – wybierając nazwiska z poszczególnych działów.
– Nazwiska można bez kłopotów spisać, jednak ich skopiowanie wprost z komputera IPN jest niemożliwe. Wprowadziliśmy specjalne zabezpieczenia – zapewniają w lubelskim instytucie.
Korzystając z komputera w naszym IPN można bez problemu dowiedzieć się, czy w aktach znajduje się nazwisko jakiego szukamy. Wystarczy je wpisać w wyszukiwarce. Ile nazwisk znajduje się w teczkach – tego nie wiedzą nawet w instytucie. – Na pewno są to tysiące osób – mówi Popek.