KUL nie dogadał się ze zwolnioną pracownicą, która oskarża jednego z profesorów o pobicie. Sprawę rozstrzygnie więc sąd.
Profesor jest na urlopie "dla poratowania zdrowia”. Latem ub. roku dr Sabina Bober została zwolniona z uczelni. Uniwersytet utrzymuje, że zwolnienie Bober i jej konflikt z prof. K. nie mają związku. A kobieta otrzymała wypowiedzenie jedynie z powodu braku godzin dydaktycznych, które mogłyby zostać jej powierzone. Dr Bober jest innego zdania. Dlatego skierowała do sądu pozew o przywrócenie do pracy.
Sąd dał stronom dwa tygodnie na dogadanie się. Prawnik reprezentujący KUL zaproponował dr Bober ugodę.
– Wcześniej dostałam wypowiedzenie umowy z wyłącznej winy pracodawcy. Zaoferowali mi zmianę na zwolnienie za porozumieniem stron i wypłatę wynagrodzenia za dwa dodatkowe miesiące. Ta propozycja jest śmieszna – oburzała się na naszych łamach kobieta.
Czas na zawarcie porozumienia minął. Efekt? – Nie otrzymałam żadnej innej propozycji – mówi dr Bober. – Na takie warunki się nie zgadzam. Nie wiem, co uczelnia sobie wyobraża. Dostanę nieco ponad 4 tys. zł i będę wychwalać rektora pod niebiosa? Nie o pieniądze mi chodzi, tylko o przywrócenie do pracy, o powrót do studentów, którzy na mnie czekają. W tej sytuacji oczekuję na termin kolejnej rozprawy przed sądem.
Rzeczniczka KUL Lidia Jaskuła do czasu zakończenia postępowania sądowego nie chce sprawy komentować.