Józef G., były prezes lubelskiego Herbapolu oraz jego zastępczyni Teresa D. dostali po pół roku więzienia w zawieszeniu i 30 tys. zł grzywny. Zostali uznani winnymi złośliwego naruszania praw pracowniczych. Pod fałszywym pozorem wyrzucili z pracy kilkanaście niewygodnych osób.
W 1999 roku część akcji była w rękach zwykłych pracowników. Kierownictwo firmy postawiło ich pod ścianą: albo podpisują pełnomocnictwa na dysponowanie akcjami osobie wytypowanej przez Józefa G., albo wylatują z pracy.
Józef G. i tak kontrolował większościowy pakiet, nie musiał się obawiać walnego zgromadzenia akcjonariuszy. A mimo to gnębił pracowników. – Chodziło o względy ambicjonalne, żeby nikt tam nie przychodził i patrzył, co się dzieje – stwierdził sąd.
Niektórzy pracownicy nie podpisali pełnomocnictw bądź je wycofali i pojawili się na walnym zgromadzeniu. Wkrótce musieli pożegnać się z pracą. Z wypowiedzeń, na których oprócz Józefa G. podpisała się również Teresa D., wynikało, że powodem zwolnień jest likwidacja miejsc pracy. Była to nieprawda. Na tych samych stanowiskach pojawili się bowiem nowi pracownicy.
Zwolnieni poszli do sądu i zostali przywróceni do pracy. Po powrocie do Herbapolu trafili na szkolenia BHP. Usłyszeli tam, że złamali przykazanie „kochaj szefa swego...” popełnili grzech, bo kąsali rękę szefa. Autor takiego wykładu powoływał się przy tym na nauki Jana Pawła II.
To nie wszystkie „kwiatki”, które wyszły podczas procesu. Okazało się, prezes Herbapolu miał osobistą pulę przeznaczoną na nagradzanie donosicieli. Sam to zresztą potwierdził w sądzie.
Wczorajszy wyrok nie jest prawomocny. Przed rokiem Józef G. wycofał się z zarządzania Herbapolem.