Zamiast wyciągu i gipsu dwa supermocne pręty. Dzięki nowatorskiej metodzie leczenia złamań kości, trzynastoletni Kamil uniknie kilkumiesięcznego leżenia w łóżku
Kamil jest dwanaście dni po operacji. W kości udowej ma dwa druty, każdy o średnicy 3 milimetrów. Trochę jest tym przestraszony. Noga złamana, a tu nie trzeba zakładać gipsu i wyciągu, na którym leżą inni połamani koledzy. - Ale cieszę się, że nie będę musiał tak długo leżeć w łóżku - powiedział wczoraj Kamil.
A potem bez niczyjej pomocy siadł na łóżku. Powoli opuścił nogę i postawił ją na podłodze. - Jeszcze kilka dni i będziesz chodził - poklepał go po ramieniu prof. Jerzy Osemlak, kierujący kliniką.
Inne dzieci z połamanymi kośćmi udowymi są leczone tradycyjnie. Przy złamaniu prostym wkłada się je na dwa-cztery miesiące w gips - od brzucha do stóp. I nie ma wyjścia, trzeba leżeć w łóżku. Wprawdzie do zespolenia złamanej kości używa się czasami prętów stalowych, ale i tak trzeba założyć gips, bo pręty łatwo pękają i nie dają dobrego unieruchomienia. W przypadku złamania skomplikowanego stosuje się wyciąg na dwa-cztery miesiące. A po wyciągu dopiero gips. Na koniec mozolna rehabilitacja. W sumie pół roku zajmuje powrót do normalnego życia.
Teraz jest nadzieja na krótką rekonwalescencję. - Druty takie jakie ma Kamil to francuska metoda o nazwie Nancy - wyjaśnia prof. Osemlak. - Jako pierwszy w Polsce zastosował ją chirurg z Zielonej Góry. Do jamy szpikowej kości wprowadza się dwa pręty wykonane ze specjalnego stopu z tytanem, który wchodzi w skład osłony statku kosmicznego. Są niezwykle mocne i elastyczne. Po kilku dniach od operacji chory może stanąć, po kilkunastu pływać w basenie. Od dwóch tygodni do miesiąca może chodzić. Pacjent nie wymaga rehabilitacji, bo mięśnie cały czas pracują.
Ta metoda jest szczególnie dobra u tych pacjentów, którzy mają słabo uwapnione kości. Każde unieruchomienie w pozycji leżącej powoduje, że ich kości odwapniają się jeszcze bardziej. - Mieliśmy chłopca, który leżał u nas dwa lata, ponieważ słabo uwapnione kości nie chciały się zrastać - wspomina prof. Osemlak. - A dzięki tym drutom pacjent normalnie funkcjonuje, porusza się.