To pierwszy taki przypadek w historii miejskich inwestycji. Firma ubezpieczeniowa ma zwrócić miastu pieniądze wydane na naprawienie tego, co źle zrobił wykonawca części prac w Ogrodzie Saskim
Kwota nie jest duża, bo 8400 złotych. Tyle kosztowały naprawy znajdującego się w parku szaletu publicznego. Były tam ubytki tynków, powtórnie trzeba było położyć papę na dachu, a także wymienić czujnik ruchu. Największy problem był z dachem, bo bez poprawek mógłby przeciekać.
Wszelkie naprawy powinna zrobić w ramach gwarancji firma, której miasto za 789 tys. zł zleciło prace w muszli koncertowej oraz szalecie. Ratusz bezskutecznie dopominał się o poprawki.
– Wezwaliśmy firmę do usunięcia usterek, wezwanie to zostało odebrane, ale firma nie zareagowała. W związku z tym wysłaliśmy zawiadomienie, że zgodnie z umową usterki powinny być usunięte, ale tego zawiadomienia już firma nie odebrała – relacjonuje Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina.
W końcu miasto postanowiło zlecić naprawę innej firmie, a kosztami tych prac obciążyć tego, kto powinien je przeprowadzić. – Wezwania do pokrycia kosztów spółka nie odebrała, więc zostało zawiezione na miejsce, a tam okazało się, że tej firmy już nie ma – informuje Krzyżanowska. Koszty napraw spadły więc na ubezpieczyciela pierwotnego wykonawcy prac. – To pierwszy taki przypadek – potwierdza rzeczniczka. – Dokumenty zostały odebrane przez firmę ubezpieczeniową w ostatnim dniu gwarancji. Teraz czekamy na przelew.
• Szalet w Ogrodzie Saskim jest w tym momencie jedyną miejską toaletą, w której nie trzeba płacić. Na pobieranie opłat nie pozwalają miastu zasady, na których Ratusz dostał unijną dotację do prac w toalecie i muszli. • Trzy pozostałe szalety (na pl. Litewskim, przy pl. Zamkowym oraz przy Gazowej obok dworca kolejowego) są od 1stycznia płatne – 1 zł. Tyle samo, ile w automatycznych toaletach, którymi administruje Zarząd Transportu Miejskiego.