Jest akt oskarżenia w sprawie byłej prezes Bractwa im. św. Brata Alberta w Lublinie. Sprawa dotyczy wyłudzeń i przywłaszczania pieniędzy z konta organizacji. Wraz z Moniką S. na ławie oskarżonych zasiądą jej krewni i byłe pracownice bractwa.
39-letnią Monikę S. oskarżono o szereg przestępstw finansowych. W zarzutach mowa jest o kwocie ponad 600 tys. zł. Kobieta miała przywłaszczyć 138 tys. zł z konta stowarzyszenia, którym kierowała. Przelewała pieniądze bezpośrednio na rachunek swój lub matki – ustalili śledczy. Kolejny zarzut dotyczy przywłaszczenia 24 tys. zł wspólnie z dwiema pracownicami bractwa. Wśród nich była główna księgowa organizacji. Dominika S. i Magdalena W. również zasiądą na ławie oskarżonych.
Kolejne zarzuty wobec byłej prezes dotyczą wyłudzeń. Z ustaleń prokuratury wynika, że Monika S. wystawiała swoim krewnym fikcyjne zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach. Ci z kolei brali w bankach kredyty na setki tysięcy złotych, których później nie spłacali. Gotówka miała później trafiać w ręce Moniki S. W procesie odpowiadać będą trzy osoby, które miały w ten sposób wyłudzić pieniądze.
Śledczy ustalili, że do oszustw dochodziło od czerwca 2017r. do listopada 2018r. Nielegalny proceder był możliwy dzięki współpracy Moniki S. z pracownicami, odpowiedzialnymi za finanse organizacji.
Bractwo Miłosierdzia im. Św. Brata Alberta ma przede wszystkim pomagać osobom skrajnie ubogim i bezdomnym. Organizacja prowadzi m.in. noclegownie i kuchnię dla najbiedniejszych. Zajmuje się również pomocą w uzyskiwaniu różnego rodzaju świadczeń.
Ma także status organizacji pożytku publicznego. Umożliwia to zbieranie 1 proc. z podatku dochodowego od osób fizycznych. W 2016r. na konto organizacji trafiło z tego tytułu 161 tys. Z PIT-ów za 2017r. bractwo otrzymało ponad 146 tys. zł – wynika z informacji Ministerstwa Finansów. Według prokuratury Monika S. korzystała z pieniędzy bractwa, by spłacić własne długi.
Na początku śledztwa była prezes przyznała się do przywłaszczenia pieniędzy i dokładnie opisała cały proceder. Później jednak zmieniła zdanie. Zaprzeczyła zarzutom i nie składała żadnych wyjaśnień. Podobną postawę przyjęli pozostali oskarżeni.
Na Monice S. ciążą jeszcze inne, znacznie poważniejsze zarzuty. Kobieta odpowie za zabójstwo swojego 10-letniego syna. Śledztwo w tej sprawie jest już na finiszu. Do tragedii doszło w listopadzie ubiegłego roku. W hostelu w centrum Lublina znaleziono wówczas zwłoki chłopca. Policjanci już następnego zatrzymali jego matkę. Monika S. od początku była główną podejrzaną.
Jak później ustalono, kobieta już od października jeździła z mężem i synem do różnych hoteli. Nie płaciła za pobyt. Przekonywała męża, że jest świadkiem koronnym. Musi więc się ukrywać i często zmieniać miejsce pobytu. W listopadzie ubiegłego roku wyjechała tylko z synem. Zabrała go do hostelu w Lublinie, gdzie spędzili parę dni. Kiedy obsługa znalazła chłopca, leżał on na łóżku, przykryty kocem. Śledczy ustalili później, że Monika S. go udusiła. Przykryła chłopca kołdrą i usiadła na nim. Filip walczył o życie, ale nie miał sił, by się uwolnić. Z nieoficjalnych informacji wynika, że tuż przed zatrzymaniem Monika S. chciała popełnić samobójstwo. Podczas przesłuchania przyznała się do uduszenia syna.