Lokalne struktury Ruchu Palikota muszą znaleźć poręczycieli, którzy umożliwią partii zaciągnięcie kredytu. Ten ma być spłacony z subwencji.
Jak ustaliła "Gazeta”, każdy okręg wyborczy musi zabezpieczyć kredyt na kwotę 100 tys. zł. Szef klubu w danym okręgu wystawia weksel na 20 tys. zł. Na pozostałe 80 tys. musi znaleźć poręczycieli – działaczy lub sympatyków Ruchu.
– To nie są żadne weksle – oburza się Michał Kabaciński, poseł Ruchu Palikota z naszego regionu. – To skandaliczna próba porównania nas z Samoobroną, która przez weksle chciała zabezpieczyć lojalność swoich członków.
– W naszym przypadku mówimy o poręczeniach, które są nam niezbędne do uzyskania kredytu – dodaje Kabaciński. – Różnica jest taka, że weksle Samoobrony były przechowywane w siedzibie partii jako gwarancja lojalności. Nasze poręczenia trafią do banku. To standardowa procedura kredytowa.
Partia Palikota chce się starać o co najmniej 3 mln zł kredytu, który ma być przeznaczony na bieżącą działalność Ruchu – zakładanie biur terenowych i ich obsługę administracyjną. Składki członków partii na to nie wystarczą.
Przypomnijmy, że Ruch Palikota w programie wyborczym obiecywał wstrzymanie dotowania partii politycznych z budżetu państwa. Teraz wygląda na to, że z tego pomysłu zrezygnował i liczy na dotacje.