Kradzież transparentów zarzucają sympatykom Obozu Narodowo-Radykalnego działacze Partii Razem. Do incydentu miało dojść po wtorkowych manifestacjach obu ugrupowań z okazji Dnia Kobiet. Sprawa została zgłoszona na policję.
We wtorek przed lubelskim ratuszem po raz trzeci odbyła się pikieta antyfeministyczna „W imieniu dam”, współorganizowana m.in. przez ONR. W odpowiedzi przed Bramą Krakowską kontrmanifestację zorganizowała lewicowa Partia Razem.
– Celowo staliśmy tam 15 minut dłużej. W nadziei, że tamci panowie się rozejdą. Część z nich jednak ewidentnie czekała aż pójdziemy, a później zaczęła nas śledzić. Dwóch szło za nami, a dwóch przed nami – mówi Eliza Cieszkowska z Partii Razem. Działacze udali się w kierunku mieszkania jednego ze współorganizatorów kontrmanifestacji Tomasza Warzochy, by zostawić tam transparenty, których używali w trakcie pikiety.
– Zostawiliśmy je na klatce schodowej za zamykaną bramą, do której klucz mam tylko ja i jeszcze dwie osoby. Poszliśmy na kawę. Gdy wróciliśmy, transparentów nie było, a za klamkę od bramy był wetknięty tulipan z numerem telefonu na „niebieską linię” (pogotowie dla ofiar przemocy – red.). Wezwaliśmy na miejsce patrol policji – relacjonuje Warzocha.
We wtorek wieczorem na stronie lubelskiego ONR na portalu Facebook pojawiło się zdjęcie dwóch młodych mężczyzn trzymających wspomniane transparenty. „W związku ze znalezieniem przez nas materiałów, które należą do naszych skrzywdzonych przez los przeciwników. Serdecznie zapraszamy ich do odebrania zguby” – czytamy pod wpisem.
– Ci dwaj mężczyźni na pewno byli wśród tych, którzy szli za nami – mówi Tomasz Warzocha, który wczoraj wieczorem złożył w tej sprawie zawiadomienie na policję. – Czuję się zagrożony, gdy ktoś wchodzi prawie do mojego domu i zabiera moje rzeczy, zostawiając numer na „niebieską linię” jako groźbę. Zwłaszcza, że ci panowie już w trakcie manifestacji prowokowali nas – wyjaśnia.
Rzecznik prasowy lubelskiego ONR Witold Stefanowicz podtrzymuje, że pokazane na zdjęciach materiały zostały znalezione. – Jeśli makulatura zalega na ulicy, to jest to raczej temat dla Straży Miejskiej – komentuje.
Pytamy, gdzie w takim razie znajdowały się te transparenty. – Tego nie jestem w stanie powiedzieć, ale na pewno ta sytuacja nie wyglądała tak, jak opisują ci państwo.