Miał zbierać pieniądze na pomoc w leczeniu chorych dzieci, a zamiast tego były prezes Fundacji „Krok do Marzeń” oraz jego żona odpowiedzą przed sądem za przywłaszczenie pieniędzy. – Chciałabym, żeby przyznał się do błędu i żeby nas wszystkich przeprosił – mówi mama jednego z podopiecznych fundacji.
Sprawa, jeszcze w ubiegłym roku, trafiła do Sądu Rejonowego Lublin-Wschód. Od tamtego momentu nie ruszyła jednak z miejsca, bo organy ścigania nie mogły znaleźć byłego już prezesa fundacji oraz jego żony. 29 kwietnia tego roku prokuratura zawiesiła dochodzenie.
– Zmienili miejsce zamieszkania. Nie było ich zarówno pod adresem zameldowania, jak i pod ostatnim znanym adresem zamieszkania. Rozpoczęto poszukiwania i dzięki pracy policji udało się ustalić ich miejsce pobytu – wyjaśnia prokurator Bartosz Frąk z Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe.
29 października do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód trafił akt oskarżenia przeciwko Kamilowi M. i jego żonie Julii K.-M. Są oni podejrzani o przywłaszczenie pieniędzy. Chodzi o środki, które pochodziły ze zbiórek na rzecz dwóch podopiecznych fundacji: 4519 zł i 1769 zł.
Po raz pierwszy o tej sprawie napisaliśmy w styczniu 2019 roku. Zgłosili się do nas wtedy rodzice dzieci, które były podopiecznymi Fundacji „Krok do Marzeń” z Minkowic w gminie Mełgiew. Kamil M., który sam jest osobą niepełnosprawną, organizował turnieje sportowe oraz bale charytatywne, podczas których zbierano pieniądze na chore dzieci. Oferował też pomoc w znalezieniu rehabilitantów i prowadził licytacje, z których dochód miał trafiać na rzecz najmłodszych.
Jednak zasady tej współpracy – jak mówili sami rodzice – pozostawiały wiele do życzenia. Prezes fundacji nie podpisywał z nimi umów, zwlekał z opłacaniem faktur albo w ogóle pozostawały one nieuregulowane czy też przekazywał pieniądze z ręki do ręki, bez żadnych pokwitowań. W rozmowie z nami w styczniu 2019 roku przyznał, że „zaniedbał sprawy księgowości, bo chciał skupić się na pomaganiu”.
Fundacja „Krok do Marzeń” formalnie działała od maja 2013 roku. Z Krajowego Rejestru Sądowego została prawomocnie wykreślona w lipcu ubiegłego roku.
– Długo o to walczyłam. Za każdym razem, kiedy mi się to przypomina, to robi mi się bardzo przykro. Pan Kamil, który też potrzebował pomocy od innych ludzi, był w stanie oszukać te najbardziej bezbronne dzieci w sposób bardzo bezczelny – mówi Anna Mianowana, mama Mateusza, który był podopiecznym fundacji. – Chciałabym, żeby pan Kamil wiedział, że jeżeli coś się robi źle, to za to dostaje się karę, żeby wziął odpowiedzialność za swoje czyny. Chciałabym, żeby przyznał się do błędu i żeby nas wszystkich przeprosił – dodaje.
Syn kobiety, który ma wrodzoną wadę serca, czuje się teraz dobrze, chodzi razem z rówieśnikami do przedszkola. W styczniu czekają go kolejne badania, a potem także zabiegi.
Sprawiedliwości przed sądem chcieli dochodzić także inni rodzice. – Niestety, ale ich dzieci już nie żyją. Teraz mamy bardzo ograniczony kontakt. Odpuścili walkę z fundacją i chyba tylko ja coś jeszcze w tym kierunku robiłam – dodaje Anna Mianowana.
Parze grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Sąd nie wyznaczył jeszcze pierwszego terminu rozprawy.