W Przedszkolu nr 33 im. Kubusia Puchatka powstała pierwsza w Lublinie ścieżka sensoryczna. Błyskawicznie stała się najbardziej obleganym przez maluchy miejscem
Ścieżka-labirynt w kształcie korony drzewa wykonana została z ciętego bukszpanu, podłoże wysypane jest różnokolorowym piaskiem i kruszywem o różnej strukturze. W zakolach labiryntu ukryte są kamienie o różnej fakturze i wielkości.
– Ścieżka sensoryczna pomaga rozwijać wyobraźnię dotykową dziecka, pobudza receptory w stopach i dłoniach oraz poprawia integrację sensoryczną. Rozwój sensoryczny jest bardzo ważny dla dzieci. Pozwala odczuć, porządkować, składać w jedną spójną całość i rozumieć w relacji do siebie bodźce odbierane przez zmysły z otaczającego nas świata – tłumaczy Elżbieta Malinowska, dyrektor Przedszkola nr 33. – Forma labiryntu służyć będzie też dzieciom w rozwijaniu umiejętności matematycznych: określania kierunku, klasyfikowania, liczenia i ustalania położenia przedmiotów.
Nauczyciele mieli nadzieję, że połączony z otwarciem ścieżki „Piknik w Stumilowym Lesie”, gdzie świat można odkrywać dotykiem, smakiem, węchem i zapachem, będzie doskonałą alternatywą dla czasu spędzanego przed jednowymiarowymi tabletami i komputerami. I nie pomylili się.
– Pomysł sprawdził się w stu procentach. Dzieciaki doskonale się bawią – śmieje się mama Antosia, przedszkolaka z Kubusia Puchatka. – Najbardziej podoba im się chyba możliwość chodzenia po ścieżce boso. Żyjąc na osiedlu nie mają na co dzień takiej możliwości. Teraz są zachwycone mogąc stąpać po prawdziwym drewnie, czy po kamykach różnej grubości.
– Bardzo mi się podoba – potwierdza przedszkolak Jędrzej. – Poproszę dziadka, żeby zrobił coś takiego koło swojego domu. Jak będę go odwiedzał to zawsze będę się bawił w labiryncie. Chciałbym tylko, żeby krzaczki były wyższe, żeby móc się chować przed babcią.
Inaugurację ścieżki połączono z przedszkolną imprezą integracyjną Piknik w Stumilowym Lesie. Bawiły się całe rodziny. A co było najfajniejsze?
– Najfajniejsze było to, że była Kangurzyca i Kubuś. Szkoda tylko, że nie było Maleństwa – mówi Michał.
– Najlepsze były soczki i cukierki – nie zgadza się z nim Adaś.
– A mnie najbardziej podobało się granie na butelkach. W domu mama nie pozwala mi tego robić, bo boi się, że butelki się potłuką i będę miał krew. Na garnkach też mi nie pozwala grać, bo mówi, że się popsują, chociaż nie mogą się popsuć, bo są z metalu – tłumaczy rezolutnie Maja.