- Jestem zdruzgotany sytuacją w CSK i bezpardonowym atakiem na moja osobę. Starałem się wyjść naprzeciw zmianom i przekazać zarządzanie w sposób polubowny w porozumieniu z kancelarią Marszałka w obawie o program i losy pracowników, mimo obaw części środowiska kultury o za daleko idące ustępstwa z mojej strony - pisze Piotr Franaszek, były dyrektor CSK w odpowiedzi na zarzuty Marka Krakowskiego, nowego dyrektora instytucji.
Przez ostatnie cztery lata zostawiliśmy wiele krwi, aby otworzyć teatr w budowie i nie było to proste, oczywiście też nie obyło się bez błędów. Liczyłem, że po zmianach politycznych w Urzędzie Marszałkowskim w okresie przejściowym do ogłoszenia konkursu obowiązki będzie sprawować osoba merytoryczna, która spokojnie wprowadzi pożądane przez Organizatora zmiany, nie podważając dorobku tak wielu zaangażowanych w tworzenie CSK osób, na czele z wybitą radą programową, do której zaprosiłem między inni Elżbietę Penderecką czy zaangażowanego w cały proces Krzysztofa Cugowskiego.
Deklarowałem wszystkim, również Panu Krakowskiemu, pomoc czy wyjaśnienie naszego działania w poprzednich latach, intencji, zasadności i procedury podjętych zobowiązań. Nigdy z tego nie skorzystał, nie zadzwonił, nie dopytał, a – jak się okazuje – zaczął szykanować część osób, naruszając prawa pracownicze, a tym, którzy mogliby zostać w tych realiach – uniemożliwił spokojną pracę. Co więcej, świadomie próbuje bojkotować organizację roku Stanisława Moniuszki, którego jestem pełnomocnikiem i mimo rozmów likwiduje wydarzenia, nie zareagował nawet na pisemną prośbę o wyświetlenie logotypu, a w spóźnionej odpowiedzi próbował tylko podważać moje kompetencje.
Wysyłałem sygnały, że dzieje się źle i część pracowników jest doprowadzana na krawędź wyczerpania nerwowego, płaci zdrowiem, a działanie wobec nich narusza ich prawa. Dostawałem sygnały od oburzonych artystów i partnerów, że umowy są bezpodstawnie podważane, wypowiadane, nie ma kontaktu co do renegocjacji i ewentualnie jakieś podejrzane insynuacje i planują wystąpić na drogę sądową. Deklarowałem pomoc czy organizację spotkań, próbując nie wchodzić w paradę, ale nikt nie zareagował i mleko się wylało. Działanie Pana Marka Krakowskiego – politykierstwo, brak kompetencji, manipulacje, przekupstwo emocjonalne i kłamstwa – doprowadziły do kryzysu. Przestraszona część załogi zareagowała z bezsilności listem otwartym.
Teraz Pan Krakowski zamiast zaprosić poszkodowanych, porozmawiać, posłuchać zarzutów, uznać błędy i znaleźć rozwiązanie, próbuje szkalować moje imię, atakować i wymyślać bezpodstawne insynuacje.
To są kłamstwa. Świadczą o tym, że Pan Krakowski nie rozumie, jak działają instytucje kultury, nie czytał chyba nawet ustawy ani studium wykonalności i statutu CSK. Nie wiem, na jakiej podstawie formalnej został przeprowadzony ten niby audyt, skoro oficjalny przeprowadzony przez zawodowych kontrolerów z Urzędu Marszałkowskiego skończył się w lutym tego roku i wszystko było w porządku! Opuszczałem CSK podczas, niestety krótkiej, kadencji Andrzeja Miskura zanim pojawił się pan Krakowski. Moje rzeczy wywiozła firma transportowa, a ja sukcesywnie byłem proszony o zdawanie rzeczy na moim stanie: kluczy, komputera, telefonu, cesję numeru itp. Lodówka w moim gabinecie, według mojej wiedzy, nie była własnością CSK, ponieważ instytucja za nią nie zapłaciła, ale żeby nie było wątpliwości – zdałem ją również, na co mam odpowiedni protokół.
Pamiątkowy fotel również nie był na stanie CSK i instytucja za niego nie zapłaciła, dostałem go ja. Nie proszono mnie o jego zwrot! A ja planowałem go przekazać Fundacji Teatr w Budowie za zgodą producenta. W pokojach gościnnych nocowaliśmy naszych artystów, partnerów, menadżerów współpracujących. Jeżeli współtworzyliśmy projekt, zapraszaliśmy ich do pokoju, zamiast płacić za hotel. Tak się dzieje we wszystkich instytucjach, które posiadają pokoje gościnne. W naszej ja dodatkowo umożliwiłem wynajem komercyjny dla osób zewnętrznych, próbując generować dodatkowy dochód, którego formy są ograniczone unijnymi zasadami finansowania CSK – czego Pan Krakowski chyba nie czytał.
Stary renault trafic, który dostaliśmy od Urzędu Marszałkowskiego z przebiegiem prawie pół miliona kilometrów, psuł sie czasami, zajmowali się tym pracownicy eksploatacji. Raz ja na pewno zamawiałem pomoc, bo zepsuł mi się w trasie w sobotę, ale nie wiem, jak to jest opisane w dokumentacji. Nie pamiętam szczegółów wszystkich spraw, było ich tysiące i nie zaglądałem precyzyjne we wszystkie dokumenty, bo zajmowali się tym poszczególni pracownicy i działy, czasami nie dopełniając formalności czy popełniając błędy. Myślę, że wszystko powinno być w jak najlepszym porządku, co wykazała też oficjalna, a niesfingowana przez Marka Krakowskiego, kontrola!
W zeszłym roku wygenerowaliśmy z zespołem ogromny przychód ponad 6,5 mln zł, przeznaczając go na działalność operacyjną i misyjną, bo tego też wymagało finansowanie budowy instytucji kultury ze środków unijnych. Dokładaliśmy szczególnych starań dla generowania jak najlepszego programu i przybliżenia go mieszkańcom i gościom, co potwierdzają opinie odwiedzających widzów i zainteresowanie mediów. Wszelkie zamówienia prowadziliśmy zgodnie z procedurami! Byli za to odpowiedzialni pracownicy zajmujący się postępowaniami przetargowymi, prawnicy, księgowość, pracownicy merytoryczni. Jestem przekonany, że wszystko było w porządku.
Umowy promocyjne staraliśmy się zawierać na dłuższe okresy, aby uzyskać jak najlepsze ceny, docierać do mieszkańców regionu i turystów oraz promować różne odbywające się w ciągu całego roku wydarzenia, nie martwiąc się o nośniki.
To, co dzisiaj usłyszałem, to są bezpodstawne kłamstwa i publiczne szkalowanie mojego imienia. Odwracanie uwagi p.o. Dyrektora Marka Krakowskiego od zarzutów pod jego adresem, małostkowości, własnej niekompetencji, niszczenia instytucji i nękania pracowników. Zamierzam skierować sprawę do sądu.
Piotr Franaszek