Zaczęło się od banalnej na pozór opryszczki ust i towarzyszącej jej wysokiej gorączki. Gdy było coraz gorzej, rozpoczęło się szukanie pomocy medycznej. A kiedy młoda kobieta zmarła, w sprawę włączyła się prokuratura.
Był 30 maja 2019 r. Pani Ewa (imię zmienione – red.) dostała sięgającej 39 stopni gorączki, której nie zbijały leki. Na ustach pojawiła się opryszczka. 3 czerwca mąż i ojciec zawieźli ją do lekarza rodzinnego. Wtedy kobieta nie chciała już jeść ani pić, „była zamknięta”, mało się odzywała. Otrzymała skierowanie do szpitala i tego samego dnia trafiła na SOR przy al. Kraśnickiej.
– Już wówczas występowały zaburzenia przytomności. Jej ojciec wskazał na występującą „ospałość” – czytamy w akcie oskarżenia, który trafił właśnie do Sądu Okręgowego w Lublinie. Dalej relacja męża: – Z uwagi na długi okres oczekiwania i pogorszenie stanu zdrowia pojawiły się silne drgawki i zdezorientowanie.
Kobieta nie została jednak przyjęta na oddział.
54 strony
Akt oskarżenia w tej sprawie wraz z uzasadnieniem ma 54 strony. W dużej części to opis kolejnych placówek medycznych, do których wożono kobietę oraz wyniki wykonanych tam badań. W dużym skrócie: 4 czerwca mąż Ewy znów poszedł do lekarza rodzinnego, który chciał skierować kobietę na dalsze badania. Gdy usłyszał, że żona „nie ma siły i nie da rady ich zrobić” wystawił skierowanie do Kliniki Chorób Zakaźnych przy ul. Staszica. Tego samego dnia Ewa trafiła na tamtejszą izbę przyjęć. Została na noc, a rano została wypisana.
– Ojciec w swoich zeznaniach podał, że jak odbierał córkę ze szpitala to początkowo były problemy z jej dobudzeniem, a gdy została obudzona to nie poznała go, nie wiedziała gdzie jest. W jego ocenie już wtedy miała zaburzenia świadomości, lecz pielęgniarka uspokajała go, że to „może po lekach, po kroplówkach”. Dodał, iż pomagał córce nałożyć buty i zaprowadził ją od samochodu, ponieważ „ona nie kontaktowała”– odnotowali śledczy Prokuratury Regionalnej w Lublinie.
W domu gorączka sięgnęła 40 stopni. Młoda kobieta nie poznawała swojej matki ani syna. Nie wiedziała, co się wokół niej dzieje i cały czas spała. Ponieważ w szpitalu dostała skierowanie do ginekologa, 5 czerwca rodzina przewiozła ją do prywatnego gabinetu. Stwierdzono tam m.in., że nie orientowała się co się dzieje i nie mogła zbudować zdania. I znów skierowano ją do szpitala. Na oddział zakaźny szpitala przy Kraśnickiej została przyjęta tego dnia wieczorem. Potem podjęto decyzję o przyniesieniu na oddział neurologii. Z kolei 7 czerwca przewieziono ją do „chorób zakaźnych” szpitala na Staszica z rozpoznaniem wirusowego zapalenia mózgu i opryszczki wargowej. Dzień później stan kobiety się pogorszył. Pojawiła się niewydolność oddechowa. Dlatego chora została przekazana do II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii. 1 lipca zebrała się komisja, która miała sprawdzić, czy doszło do trwałego i nieodwracalnego ustania czynności mózgu. 11 lipca doszło do zatrzymania krążenia i stwierdzono zgon.
Mieli się opiekować…
Sprawą zajęła się prokuratura. Śledczy uznali, że Ewa już 5 czerwca znajdowała się w stanie wskazującym na bardzo zaawansowany stan choroby, który charakteryzuje się około 70-80 procentową śmiertelnością. Biegli, którzy badali tę sprawę uznali, że działania lekarzy, którzy zajmowali się kobietą były „częściowo nieprawidłowe”, ale że nie sposób wykazać związku pomiędzy błędem w ich postępowaniu, a zgonem „bowiem nawet prawidłowe postępowanie medyczne w dniach 3-5 czerwca mogłoby nie zapobiec stanowi pokrzywdzonej”, bo „nawet przy włączeniu prawidłowego leczenia opryszczkowego zapalenia mózgu choroba ta jest obarczona około 30 procentową śmiertelnością”.
Przed sądem staną teraz dwie lekarki: Małgorzata J. – lekarz dyżurny z SOR na Kraśnickiej i Katarzyna W. – lekarz dyżurny z Izby Przyjęć Kliniki Chorób Zakaźnych na Staszica. Odpowiadać będą za narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, w sytuacji gdy ciążył na nich obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo. Grozi za to od 3 miesięcy do lat 5 pozbawienia wolności. Kobiety nie przyznają się do winy.
Prokuratorzy do odrębnego postępowania wyłączyli materiały dotyczące narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia Ewy przez lekarza rodzinnego, prywatnego ginekologa, personel medyczny oddział neurologii szpitala przy Kraśnickiej oraz Klinikę Chorób Zakaźnych i Klinikę Anestezjologii i Intensywnej Terapii z ul. Staszica.