Mieszkaniec Michowa ledwo uszedł z życiem po tym, jak kompan od kieliszka zadał mu pięć ciosów nożem. 21-bandyta stanął w środę przed sądem. Przepraszał i zapewniał, że nie chciał zabić.
21-latek był już karany za przestępstwa narkotykowe, kradzież i pobicie. Nie ma zawodu. Utrzymywał się z dorywczych zajęć. W czerwcu ubiegłego roku wraz z bratem Adrianem pracował w gospodarstwach przy zbiorach owoców. Kiedy skończyli pracę u jednego z gospodarzy, przyjechali do Michowa. Wypili kilkanaście piw. Pod tzw. kasztankiem, drzewem rosnącym w centrum Michowa poznali Mirosława P, Marka K. i Zbigniewa P, ps. Bigos. Wspólnie pili alkohol. Kiedy zrobiło się późno, bracia P. zorientowali się, że nie mają czym dojechać do Puław. Bigos zgodził się, by u niego przenocowali.
- Mój brat miał urodziny, więc kupił litr wódki, zapojkę i poszliśmy - zeznawał w śledztwie Damian P.
Dalszy przebieg wydarzeń ustali sąd. Z akt sprawy wynika, że biesiadnicy sporo wypili i zasnęli. Kiedy Damian P. się obudził zorientował się, że nie ma 150 zł i pięciu paczek papierosów. Posądził o kradzież Marka K. 40-latek do niczego się nie przyznał i wyszedł z domu. Damian P. chwycił nóż, wybiegł za nim i przewrócił Marka K. na trawnik.
Zadał mu cios w klatkę piersiową, a potem kolejne cztery w plecy. - Krzyczał do mnie frajerze - zeznał Marek K. - Uciekłem do domu. Położyłem się spać, ale czułem się okropnie.
Mężczyzna miał kłopoty z oddychaniem. Po około dwóch godzinach przebudził się. - Poszedłem do matki i powiedziałem, żeby wezwała pogotowie - wspominał w sądzie. Nie pamiętał dokładnie, co działo się feralnego wieczora. - Pamięć u mnie nie za bogata przyznał.
Marek K. w ciężkim stanie trafił do szpitala. Rano policjanci zatrzymali braci P. Znaleźli ich w zaroślach, niedaleko domu Bigosa. - Wtedy w domu Marek K. trzymał mojego brata za kolano. Dobierał się do niego, stąd ta awantura - wyjaśniał w sądzie Adrian P. - Nie wiem dokładnie, co się potem działo, bo spałem. Mój brat jest chory. Nie panuje nad sobą po alkoholu. Kiedyś wbił mi widelec w głowę. Trzeba go leczyć.
Damian P. przyznał, że 40-latek łapał go za kolano, ale nie chciał składać dalszych wyjaśnień na ten temat. Sam Marek K. stanowczo zaprzeczał. - Nie jestem homo nie wiadomo kto - oświadczył w sądzie.
Podczas wczorajszej rozprawy przesłuchano również kompanów ofiary, Marka P. i Zbigniewa P., ps. Bigos. Obaj panowie niewiele pamiętają. Tłumaczyli, że byli pijani i spadli, kiedy doszło do awantury. Obudzili się nad ranem i poszli na piwo. Po drodze zatrzymali ich policjanci. Chwilę później poszukiwani bracia byli już w rękach kryminalnych. Marek K. rozpoznał w 21-latku napastnika. Damianowi P. grozi do 8 lat więzienia.