Dziesięć lat więzienia – takiej kary domaga się prokuratura dla Mariusza N. To recydywista oskarżony o śmiertelne w skutkach pobicie kolegi. Po wszystkim zabrał mu 130 zł i złoty łańcuszek.
– Zabrał mu nawet buty. W tej sprawie nie ma żadnych okoliczności łagodzących – przekonywał prokurator w mowie końcowej. – Bezpośredni świadek wskazywał, że Mariusz N. zadawał uderzenia, które spowodowały śmierć pokrzywdzonego.
Proces Mariusza N. zakończył się wczoraj w Sądzie Okręgowym w Lublinie. 34-latek to recydywista. Dwa lata temu wyszedł z więzienia i zamieszkał w Łukowie, u swojego kolegi Marka W. Obaj mieli na koncie konflikty z prawem.
Nadużywali alkoholu. Marek W. postanowił dać koledze dach nad głową. Ten zaś miał pracować dla niego przy układaniu kostki brukowej. Feralnego dnia panowie wyszli do pracy razem ze znajomym, Grzegorzem P. Zaczęli od alkoholu.
– Przed pracą wypiłem 5–6 piw – wspominał Grzegorz P. podczas jednej z rozpraw. – W pracy też piłem, ale mniej. Później poszliśmy pod sklep „Jagoda”. To było kolejne 5 piw. Poszliśmy do Marka W. Piliśmy tam wódkę. Jakieś dwa litry na trzech.
W domu przy ul. Warszawskiej doszło do awantury. Mariusz N. miał wpaść w szał po tym, jak dowiedział się, że gospodarz zapłacił mu za pracę mniej niż innym. Według śledczych 34-latek rzucił się z pięściami na Marka W. Bił go po głowie. Pijany mężczyzna nie był w stanie się bronić. Po kilku minutach napastnik odpuścił. Nie minęła jednak godzina, a ponownie zaatakował gospodarza.
– Marek siedział na fotelu. Miał opuchniętą twarz. Wyglądał strasznie – zeznał Grzegorz P.
34-latek zabrał później pieniądze i złoty łańcuszek pobitego mężczyzny, po czym wyszedł z domu.
Również Grzegorz P. opuścił dom przy ul. Warszawskiej. Wrócił na miejsce następnego dnia. Marek W. ledwo oddychał. Na miejsce przyjechał jego brat. Wezwano pogotowie, ale rannego mężczyzny nie udało się uratować.
Grzegorz P. i Mariusz N. zostali zatrzymani niedługo po bójce. Szli do lombardu sprzedać skradziony łańcuszek. W radiowozie Mariusz N. miał prosić kolegę, by wziął całą winę na siebie.
34-latek przekonywał później śledczych, że nie chciał zabić Marka W. Miał tylko uderzyć go otwartą dłonią. Zapewniał, że gospodarz miał wobec niego dług i pozwolił mu zabrać pieniądze i łańcuszek w ramach rozliczenia.
Obrońca Mariusza N. wnioskuje o uniewinnienie lub skazanie za spowodowanie lekkich obrażeń ciała. Grozi za to do 2 lat więzienia. Sąd uprzedził jednak, że kwalifikacja czynów zarzucanych Markowi N. może zostać zaostrzona. Mężczyźnie groziłoby wówczas przynajmniej 12 lat za kratami. Rodzina zmarłego domaga się skazania Mariusza N. za zabójstwo oraz przyznania 200 tys. zł zadośćuczynienia. Wyrok zostanie ogłoszony w najbliższy piątek.