Aż pół roku trzeba było, żeby Tomasz Nowosad i jego obrońca Mirosław Kuchnicki pojawili się razem w sądzie. Proces mógł wreszcie się rozpocząć. Wreszcie, bo dopiero za dziewiątym podejściem.
– Myślę, że w tej sprawie są szanse do zawarcia ugody – zapewniał wczoraj Nowosad. Jego adwokat złożył wniosek, żeby sąd skierował sprawę do mediacji. Taka decyzja nie zapadła, bo nie wiadomo, czy przystanie na to poszkodowany przez urzędnika. A Dariusz S. jest za granicą.
Wczoraj sąd przesłuchał tylko urzędnika. Nowosad potwierdził, że strzelał do sąsiada z broni gazowej. Utrzymywał jednak, że zrobił to w samoobronie. I opowiedział swoją wersję zdarzenia: Szedł ulicą z taczką. Został zaatakowany przez psa sąsiada. Odganiał się. Wówczas natarł na niego sąsiad. Strzelił więc w powietrze z pistoletu gazowego. To nie ostudziło zapędów napastnika. Wycelował więc w jego tułów. Sąsiad znowu napierał. Strzelił więc po raz trzeci.
Urzędnik utrzymywał, że teraz ma z sąsiadem dobre stosunki. – Mieszkamy w domach naprzeciwko siebie, widujemy się niemal codziennie, od tamtej pory żyjemy w zgodzie – mówił podczas rozprawy.
Za tydzień sąd podejmie decyzję, czy skieruje sprawę do mediacji. Jeśli przeciwnicy pogodziliby się, sąd mógłby nawet umorzyć postępowanie. (er)
Sąd czekał na to kilka miesięcy: na sali rozpraw wreszcie pojawili się i oskarżony
(z prawej), i jego obrońca