Taksówkarz z Lublina odpowie za spowodowanie wypadku, w którym zginął policjant. W piątek mężczyzna usłyszał zarzuty. Przyznał się do winy. Tłumaczył, że nie widział nadjeżdżającego motocyklisty
Do tragicznego wypadku doszło 13 października przy ul. Nadbystrzyckiej w Lublinie. 37-letni policjant na motocyklu jechał na interwencję od strony ul. Zana. Miał włączony sygnał dźwiękowy i świetlny. Na wysokości Politechniki Lubelskiej zderzył się z wyjeżdżającą z postoju taksówką. Walka o życie motocyklisty trwała blisko godzinę. Pomimo reanimacji nie udało się go uratować i 37-letni funkcjonariusz zmarł. 65-letni taksówkarz został ranny. Trafił do szpitala.
Z ustaleń śledczych wynika, że policjant próbował ominąć taksówkę, zjeżdżając na lewy pas. Niestety, kierowca focusa chciał zawracać, więc również zjechał na lewą stronę ulicy. Wtedy doszło do zderzenia.
65-latek nie był w stanie dokładnie opisać wypadku. Był w szoku i nie pamięta zdarzenia. Prokuratorowi wyjaśniał, że kiedy stał na postoju dostał wezwanie. Ruszył, ale nie wiadomo, czy włączył kierunkowskaz. Zapewniał jednak, że zawsze to robi. Okna w samochodzie były zamknięte.
– Kierowca powiedział, że spojrzał w lusterko, ale nie widział motocyklisty – dodaje Rutkowska-Skowronek.
Zmarły policjant miał za sobą 14 lat służby. Większość tego czasu przepracował właśnie w ruchu drogowym. Zostawił żonę i córkę.
Kierowca taksówki chce dobrowolnie poddać się karze. – Zaproponował dla siebie dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat, grzywnę, oraz roczny zakaz prowadzenia pojazdów – wyjaśnia Rutkowska-Skowronek.
Nie wiadomo jeszcze, czy śledczy zgodzą się na taki wymiar kary. Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi od 6 miesięcy do ośmiu lat więzienia. Sprawa powinna się rozstrzygnąć do końca roku.
Do tragicznego wypadku doszło 13 października przy ul. Nadbystrzyckiej w Lublinie