Jarosław Koziara nie musi przepraszać byłego dyrektora Centrum Spotkania Kultur za nazwanie go m.in. „szkodnikiem”, „ignorantem” i „barbarzyńcą”. Sąd przyznał, że artysta mógł naruszyć dobra osobiste Marka Krakowskiego, ale miał prawo do oceny osoby pełniącej funkcję publiczną.
– Osoba, która pełni funkcję publiczną, musi mieć trochę grubszą skórę. Musi pozwolić innym na trochę więcej. Gdybyśmy przyjęli, że nie można danej osoby krytykować, nawet w sposób bardziej ostry, nie mielibyśmy wolności słowa i demokracji – mówił uzasadniając wyrok sędzia Mariusz Kurzępa.
To finał trwającego prawie dwa lata procesu.
Poszło o „Drzewo”
Marek Krakowski kierował Centrum Spotkania Kultur w Lublinie od połowy marca do końca lipca 2019 r. Spór z Jarosławem Koziarą rozpoczął się w maju, gdy artysta na Facebooku w niewybrednych słowach opisał jedną z decyzji ówczesnego szefa CSK. Chodziło o demontaż instalacji „Drzewo” w budynku instytucji.
– Wszystko prowadziło do szczęśliwego finału, powstała kilkutonowa konstrukcja wewnątrz dziedzińca aż… aż władzę przejął ignorant Polister Duszambr, sekretarz partii PiS i były kierownik poczty, „specjalista od postmodernizmu”. I ten barbarzyńca właśnie usuwa moją pracę z budynku, bo jest zbyt ograniczony, by ją zrozumieć. Szkodnik, który za parę miesięcy opuści w niesławie placówkę, musi jeszcze zniszczyć to, czego nie wyprodukował – napisał Koziara.
Krakowski jeszcze przed odejściem z CSK złożył pozew o naruszenie dóbr osobistych.
– Wiele osób zaczęło mi zwracać uwagę na to, że ten wpis wywołuje w środowisku pewne negatywne ustosunkowanie do mnie, że mnie ośmiesza i deprecjonuje – mówił podczas pierwszej rozprawy.
Od Koziary domagał się przeprosin i wpłaty 10 tys. zł na rzecz Hospicjum im. Małego Księcia. Chciał też, by sąd zakazał artyście dalszego naruszania jego dóbr osobistych, w tym wizerunku, autorytetu i dobrego imienia.
– To nie jest atak personalnie na pana Krakowskiego, tylko na człowieka, który pełni funkcję publiczną w mieście, w którym mieszkam. W tym momencie oceniałem jego przydatność do pełnienia tego rodzaju funkcji – tłumaczył przed sądem Koziara.
Interes publiczny ważniejszy
Sąd nie miał wątpliwości, że Koziara działał w interesie publicznym.
– Dokonywał oceny pracy osoby pełniącej funkcję publiczną, szefa wiodącej jednostki kultury. Te wypowiedzi były niezbyt ciepłe i przyjemne dla powoda, to jednak nie przekraczały pewnej granicy. Taka wypowiedź w debacie publicznej jest jak najbardziej dopuszczalna – stwierdził sędzia Kurzępa.
Środowy wyrok nie jest prawomocny. Markowi Krakowskiemu przysługuje prawo do apelacji.
– Sąd wyważył argumenty „za” i „przeciw” i ja je przyjmuję. Nie będę się odwoływał. Nie widzę takiej potrzeby, tym bardziej, że nawiązana w międzyczasie relacja z panem Koziarą pokazuje, że tutaj nie było złych intencji i złej woli – mówił tuż po wyjściu z sali sądowej Krakowski, który obecnie jest dyrektorem Departamentu Infrastruktury i Majątku Województwa w Urzędzie Marszałkowskim.
– To jedyny słuszny wyrok, jaki mógł zapaść w tej sprawie – komentuje z kolei Jarosław Koziara. – Obserwując współczesną rzeczywistość, obsadzanie kluczowych placówek ludźmi, którzy nie mają do tego kwalifikacji, będzie skutkowało regresem. Zawsze będę się temu sprzeciwiał. Ale myślę, że reprezentowałem większą społeczność.