Dziewczynka nie ma jeszcze dwóch lat. Od ponad trzech miesięcy walczy o życie w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie. Choruje na ostrą białaczkę limfoblastyczną wysokiego ryzyka.
- Zauważyłam, że Natalka ma duży, wypięty brzuszek i dziwne fioletowe wybroczyny na nóżkach. Poszliśmy do lekarza. A ten kazał nam jak najszybciej jechać do szpitala na oddział hematologii - mówi zrozpaczona Monika Nadolska, mama Natalki. Rodzina mieszka w Dubience koło Chełma.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. - Do dziś słyszę słowa lekarza z DSK: "U córki istnieje podejrzenie białaczki”. To był dla nas wyrok - dodaje kobieta.
Za kilka dni diagnoza się potwierdziła. To była ostra białaczka limfoblastyczna wysokiego ryzyka. Natalka od razu dostała krew, zaczęła przyjmować chemię.
Niestety, pojawiły się po niej powikłania: popalony przewód pokarmowy, wymioty ze skrzepami krwi, toksyczne uszkodzenie wątroby. Organizm zaatakowała też sepsa.
- Ale nie poddajemy się. Walczymy z całych sił, by nasza Natusia wyzdrowiała, aby mogła biegać, śmiać się. Od urodzenia była bardzo pogodna, zawsze uśmiechnięta - mówi pani Monika.
- Lekarze uprzedzili mnie, że muszę być gotowa na wszystko. Każdy kolejna seria chemii będzie coraz bardziej wycieńczała naszą Natusię. Nawet do tego stopnia, że szpik może przestać całkiem pracować. Strasznie się boję - nie ukrywa mama dziewczynki.
Wczoraj rodzice i brat Natalki mieli badania pod względem zgodności szpiku. Lekarze chcą sprawdzić, czy ktoś z nich może być dawcą.