Podejrzani o znęcanie się nad zatrzymanymi byli już policjanci z Lublina powinni zostać w areszcie – uznał w czwartek sąd. Jeden z nich odpowie za używanie na służbie prywatnego paralizatora. Wpadka mundurowych odbiła się też na ich kolegach. Chodzi o zakaz używania prywatnych „środków przymusu bezpośredniego”
Wczoraj Sąd Okręgowy w Lublinie zajął się zażaleniami na postanowienie o tymczasowym aresztowani policjantów. Uznał jednak, że Marcin G. i jego dwaj koledzy z trzeciego komisariatu powinni zostać w areszcie. Sąd zgodził się z argumentami prokuratury. Śledczy przekonywali, że podejrzani policjanci mogą mataczyć w śledztwie. Poza tym grozi im wysoka kara, nawet do 10 lat więzienia.
Najpoważniejsze zarzuty dotyczą 41-letniego Marcina G. To on miał porazić paralizatorem dwóch mężczyzn podczas tegorocznej Nocy Kultury.
W nocy z 3 na 4 czerwca policjant zatrzymał Igora C. Pijany 30-letni Francuz wdał się w sprzeczkę z taksówkarzem. Został przewieziony do izby wytrzeźwień. Następnego dnia zawiadomił policję, że kiedy był już skuty, policjant bez żadnego powodu poraził go paralizatorem po genitaliach. Miało do tego dojść w radiowozie i przed budynkiem komendy.
Sprawą zajęły się policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych oraz prokuratura. W komisariacie, w którym służył Marcin G. nie było służbowych paralizatorów. W szafce 41-latka znaleziono jednak prywatny, imitujący latarkę. Mundurowego pogrążyły również wyniki badań lekarskich, dostarczone przez Igora C. Śledczy dowodzą również, że feralnej nocy Marcin G. znęcał się także nad innym mężczyzną. Chodzi o 22-latka, który trafił do izby wytrzeźwień. On również miał być potraktowany paralizatorem.
Marcin G. został zatrzymany. Prokurator zarzucił mu znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem. W związku ze sprawą zatrzymano również dwóch innych mundurowych, Piotra D. oraz Łukasza U. Obaj mieli bezczynnie przyglądać się poczynaniom kolegi z patrolu. Odpowiedzą za niedopełnienie obowiązków. Wszyscy trzej nie przyznają się do winy. Zostali już wyrzuceni ze służby.
Jak wynika, z nieoficjalnych informacji – po nagłośnieniu skandalu w lubelskiej policji rozpoczęły się nieformalne kontrole. Chodzi o zakaz używania prywatnych „środków przymusu bezpośredniego”.
– To jest wylewanie dziecka z kąpielą – ocenia policjant jednego z lubelskich komisariatów. – Większość kolegów od dawna ma własne, profesjonalne latarki. Są znacznie lepsze od służbowych, które pamiętają lata 70. Przydają się też małe noże czy tzw. „multitoole”. Przecież jak się ktoś wiesza, albo zwierzę się zaplącze w ogrodzenie, to muszę mieć coś do cięcia.
– Policjanci mogą używać tylko służbowego wyposażenia. Policja zapewnia im wszelkie narzędzia niezbędne do pełnienia służby – zapewnia podkom. Andrzej Fijołek z lubelskiej policji.
Dodaje, że komendanci poszczególnych jednostek mają sami zwrócić większą uwagę na sprzęt, którym posługują się ich podwładni.