Jednak znalazło się miejsce dla Tomasza Próchniaka na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Po tym jak opisaliśmy sprawę, rektor przyjął go na studia doktoranckie.
W pokaźnej kolekcji dyplomów i wyróżnień, znalazła się m.in. honorowa odznaka prof. Mariana Wesołowskiego, rektora Uniwersytetu Przyrodniczego. Słowem, idealny kandydat na doktoranta.
Tomek marzył o kontynuowaniu nauki w Pracowni Jeździectwa. Jej kierownik, prof. Sławomir Pietrzak, zgodził się być jego opiekunem. To jednak nie wystarczyło. – Pracuję na uczelni od 35 lat i jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Chłopak został ewidentnie skrzywdzony – mówił na naszych łamach prof. Pietrzak.
Wśród kandydatów na studia doktoranckie znalazła się też inna absolwentka, uważana za protegowaną kierowniczki Katedry Hodowli i Użytkowania Koni. – Z uwagi na występujące niedobory godzinowe w Katedrze nie wyrażam zgody na przyjęcie p. mgr. inż. T. Próchniaka. (...) W pełni popieram wniosek pani mgr inż. W. o przyjęcie na w/w studia – napisała do komisji konkursowej szefowa katedry.
Tomek napisał odwołanie do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Poskutkowało. Rektor UP zgodził się na przyjęcie Próchniaka na studia doktoranckie. Tyle że do innej katedry: Biologicznych Podstaw Produkcji Zwierzęcej. Tu ze zgodą kierownika (to prof. Grażyna Jeżewska, była prorektor UP ds. studenckich) problemu nie było.
– Jestem bardzo zadowolony – mówi Próchniak. – Dostałem godziny dydaktyczne, mogę realizować pracę w katedrze, która mi odpowiada. Wszystko dobrze się skończyło – cieszy się.