Oszukani przez Anetę F., pracownicę lubelskiego oddziału BPH, zarejestrowali stowarzyszenie poszkodowanych przez ten bank.
- Stowarzyszenie nie powstałoby, gdyby bank wziął na siebie odpowiedzialność za działania swoich pracowników - mówi jeden z założycieli. - Zwracaliśmy się do BPH, żeby sprawę załatwić ugodowo, ale bez rezultatu.
Członkowie stowarzyszenie nie chcą podawać nazwisk, bo - jak twierdzą - boją się nieprzychylnych działań banku. Wszyscy byli klientami pracownicy banku Anety F.
Z preparowanych przez nią dokumentów wynikało, że osiągali wysokie zyski. Prawda była inna. Okazało się, że kobieta samowolnie przelewała pieniądze z ich rachunków bankowych. A potem fałszowała wyciągi z kont.
Afera wyszła na jaw latem 2006 roku. Aneta F. na dwa lata trafiła za kratki. Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Okręgowa w Lublinie. Potem przejął je łódzki wydział Prokuratury Krajowej. Śledczy w ostatnich tygodniach przesłuchiwali byłych klientów Anety F.
Członkowie stowarzyszenia uważają, że BPH zwrócił im znacznie mniej pieniędzy niż powinien. W lubelskim sądzie toczy się jeden proces, w którym klient banku domaga się zwrotu pieniędzy. Ostatnio pojawiła się nawet nadzieja na porozumienie. Do ugody jednak nie doszło i sprawa prawdopodobnie zostanie wznowiona. Pozostali członkowie stowarzyszenia czekają na finał tego procesu, żeby wystąpić do sądu z własnymi roszczeniami.
(er)