Oleksandr połowę życia spędził w Lublinie. Został deportowany na Ukrainę, ponieważ źle zrozumiał niejasny zapis w wizie.
Olek Sverdeł przyjechał do Polski dziesięć lat temu razem z mamą, Ukrainką. W Lublinie skończył szkołę podstawową, potem gimnazjum i liceum. Najpierw mieszkał tu na podstawie karty pobytu. Potem, już jako pełnoletni, dostał paszport i wizę. W ubiegłym roku zdał maturę.
- Koszmar zaczął się od wyjazdu do Lwowa zeszłego roku, w czerwcu - opowiada jego matka Olena. - W drodze powrotnej Olek został zatrzymany na granicy. Urzędnicy stwierdzili, że w Polsce przez kilka tygodni mieszkał nielegalnie. Okazało się, że jego wiza była ważna tylko 90 dni, a nie 180 jak myślał. Musiał zostać na Ukrainie. A on przecież czuje się Polakiem... - kobiecie załamuje się głos. Teraz mieszka z dziadkami we Lwowie.
Chłopiec napisał odwołanie do dyrektora Wydziału Spraw Obywatelskich i Migracji lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. Powołuje się m.in. na nieprecyzyjny zapis w dokumencie, który może wprowadzać w błąd. - Potraktowano mnie na granicy gorzej jak przemytnika. A ja bardzo chcę zachować wiarę w Polaków i polską sprawiedliwość.
Olek odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Sprawa czeka na rozstrzygnięcie. W walce o powrót do Polski pomagają mu przyjaciele i znajomi. - Uważam, że zrobiono temu chłopakowi krzywdę - mówi Leszek Edeński, prezes spółdzielni Mieszkaniowej "Kalina”, który najbardziej zaangażował się w pomoc chłopcu. Wiem, że to zaradny i pracowity chłopak i bardzo chce tu wrócić.
-To bardzo sympatyczne dziecko - wspomina Olka Wiesława Górska, zastępca dyrektora XIV Liceum Ogólnokształcącego im. Zbigniewa Herberta w Lublinie. - Grzeczny chłopiec. Nie było z nim żadnych problemów. (ER)