Rozpoczął się drugi tydzień strajku nauczycieli. Nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie pedagodzy wynegocjują podwyżki, o jakie walczą i wrócą do pracy. – Matury są zagrożone – nie ukrywa szef ZNP
– Wzywamy rząd do natychmiastowego rozpoczęcia negocjacji, które można zakończyć w tym tygodniu – w ten sposób Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego odpowiada na pytanie, co z maturami i mówi wprost: – Matury są zagrożone.
Wszystko dlatego, że tegoroczni maturzyści kończą rok szkolny już 26 kwietnia. Do tego czasu muszą mieć wystawione oceny. Na ich podstawie rada pedagogiczna szkoły podjąć musi decyzję o klasyfikowaniu ucznia, czyli zatwierdzeniu jego ocen. Ma na to czas do 23 kwietnia. Jeśli tego nie zrobi, uczniowie nie zostaną dopuszczeni do matur, bo warunkiem przystąpienia do egzaminu jest otrzymanie świadectwa ukończenia szkoły.
– Wszystkie oceny mamy już wystawione, ale nie są one jeszcze zatwierdzone – mówi Maria Krupa, wicedyrektor IV Liceum Ogólnokształcącego im. Stefanii Sempołowskiej w Lublinie. – W naszym regulaminie znajduje się informacja, że w radzie musi wziąć udział kworum stanowiące połowę nauczycieli. Jesteśmy jednak w zawieszeniu. Nie wiemy, czy kworum uda się zebrać.
Podobne informacje można usłyszeć w większości szkół. – Zastanawiamy się, co zrobić – mówi dyrektor jednego z lubelskich ogólniaków. Prosi, by nie podawać, którego. – Nauczyciele nie chcą rezygnować ze strajku, ale nie chcą też krzywdzić uczniów.
W poniedziałek padł pomysł, by radę zorganizować w Wielki Piątek. To dzień wolny, a zatem także wolny od strajku. Część nauczycieli obawia się, że jeśli zdecydujemy się na takie rozwiązanie, to rząd, który i tak nie chce z nami rozmawiać, zupełnie nic nie zrobi w naszej sprawie.
– Paniki jeszcze nie ma, ale coraz częściej otrzymujemy pytania o sytuację od rozgoryczonych rodziców i rozdrażnionych uczniów – przyznaje dyr. Krupa.
– Kiedy mówiło się, że w oświacie może wybuchnąć strajk, byłam całym sercem za nauczycielami – przyznaje Ewa Wierniszewska, mama uczennicy II Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie. – Z zainteresowaniem śledziłam, jak naprawdę wyglądają zarobki w tym zawodzie. Mówiłam, że nauczyciele powinni walczyć o podwyżki. Teraz jednak chodzi o cały rok nauki mojego dziecka. Boję się, że będzie musiało go powtarzać. Chciałabym, żeby strajk skończył się jak najszybciej, bo takie nerwy nie są nam potrzebne.
– Moja młodsza siostra cieszy się ze strajku, bo ma dodatkowe wolne – opowiada Karol, uczeń jednego z najbardziej prestiżowych liceów w Lublinie. – Rozumiem ją, bo wcześniej też bym się cieszył. Sam jednak zaczynam się bać, co z tą maturą i nie ukrywam, że liczę na odpowiedzialność moich nauczycieli. I na to, że nie będą walczyć o swoje kosztem mojej przyszłości. Nie wyobrażam sobie, żebym miał stracić rok.
Boją się też rodzice dzieci, które rozpoczynają właśnie bój o miejsca w szkołach średnich.
– One są i tak w dramatycznej sytuacji, bo przechodzą rekrutację w tzw. zdublowanym roczniku. Szansa na dostanie się do wymarzonej szkoły maleje o połowę. Jeśli maturzyści nie będą klasyfikowani i zostaną w szkołach na kolejny rok, miejsc dla naszych dzieci będzie jeszcze mniej – irytuje się Rafał Jarzębski, ojciec ósmoklasisty z Lublina. – Nie rozumiem, dlaczego rząd nie chce negocjować z nauczycielami. Mam o to duży żal. Do rządu, a nie do nauczycieli, bo ich walkę rozumiem.
Europoseł PiS Karol Karski zapewnił w poniedziałek w radiowej „Jedynce”, że gdyby matury zostały zagrożone, rząd zmieni przepisy i prawo do klasyfikowania uczniów otrzymają dyrektorzy szkół.