Zbigniew Wojciechowski proponuje Andrzejowi Pruszkowskiemu zorganizowanie prawyborów. Ten, który uzyska mniejsze poparcie, ma zrezygnować z walki o fotel prezydenta Lublina.
Wojciechowski odpowiedział wczoraj propozycją zorganizowania prawyborów. - Jeśli je przegram, zrezygnuję z kandydowania, o ile Andrzej Pruszkowski zadeklaruje to samo - mówi Zbigniew Wojciechowski.
• Nie boi się pan, że wynik będzie niemiarodajny? Każdy może przywieźć swoich zwolenników autokarami na głosowanie?
- Nie. Tu autokarów nie trzeba. Ludzie sami przyjdą - dodaje kandydat.
Głosowanie miałoby się odbyć tydzień przed wyborami, w 30 punktach na terenie miasta. Po pięć w każdym okręgu. W komisji pilnującej urn miałoby zasiadać po trzech przedstawicieli obu sztabów. Mieliby oni zapisywać personalia głosujących wraz z numerami PESEL. Wynik byłby wiążący, gdyby do prawyborów poszło przynajmniej 3 proc. uprawnionych, czyli 8 tys. lublinian.
Ale Pruszkowski kategorycznie odmawia. - To jest niepoważna propozycja - stwierdza urzędujący prezydent. Sugeruje, że prawybory mają sens tylko wewnątrz partii. - Ja jestem kandydatem Prawa i Sprawiedliwości. Czas prawyborów już się skończył - mówi Pruszkowski.
- Jestem zaskoczony. Najlepszą metodą oceny w systemie demokratycznym jest oddanie się pod osąd wyborców. Pruszkowski tego unika. To mnie tylko utwierdza w przekonaniu, że moja pozycja cały czas rośnie - mówi Wojciechowski. Pruszkowski ripostuje: - Najbardziej miarodajną formą prawyborów jest pierwsza tura wyborów.
Z kolei Andrzej Mańka nie wyklucza rozmów z PiS-em. - To oczywiste, że prawicę powinien reprezentować jeden kandydat. Nie wyobrażam sobie, by tak pięknym miastem rządził postkomunista. I jestem otwarty na negocjacje - mówi kandydat LPR.