Policja może już zatrzymać i doprowadzić do prokuratury byłego wiceprezesa lubelskiego sądu. Ostateczną zgodę wydał wczoraj Sąd Najwyższy.
Prokuratura wzywała sędziego na przesłuchania, a on przysyłał jej zwolnienia lekarskie.
Zgodę na zatrzymanie prawnika wydał już wcześniej Sąd Apelacyjny w Warszawie. Ale Włodzimierz K. odwołał się od niekorzystnej dla siebie decyzji. Nie zyskał nic, oprócz czasu.
– Zaskarżone orzeczenie zostało utrzymane w mocy – poinformowała nas wczoraj Teresa Pyźniak z biura prasowego Sądu Najwyższego.
Prawnik wpadł w tarapaty w 2009 r. Orzekał wówczas w wydziale cywilnym Sądu Okręgowego w Lublinie. W sądownictwie zrobił karierę: w przeszłości był prezesem Sądu Rejonowego w Kraśniku, a potem wiceszefem ówczesnego Sądu Wojewódzkiego w Lublinie.
Włodzimierz K. jechał pod prąd jednokierunkową ulicą w Kraśniku. Jechał tak, że kierowcy musieli zjeżdżać na pobocze. Samochód w końcu zatrzymał się, a sędzia poszedł w kierunku jednego z domów. Tam zastali go policjanci. Wyczuli od niego zapach alkoholu. Prawnik nie chciał dmuchnąć w alkomat.
Jak wynika z relacji funkcjonariuszy, był wobec nich agresywny. Ubliżał im, a jednego z policjantów uderzył w głowę. Pobrano mu krew do badań na trzeźwość. Wynik był szokujący. Sędzia miał aż 3,4 promila alkoholu w organizmie.
Niedługo po wpadce Włodzimierz K. przeszedł w stan spoczynku. Otrzymuje sędziowska emeryturę. Gdyby stracił status sędziego, świadczenie byłoby o wiele niższe.
– Kolejne działania w tej sprawie podejmiemy po otrzymaniu decyzji Sądu Najwyższego – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Policjanci otrzymają polecenie ustalenia miejsca pobytu sędziego i przyprowadzenia go do prokuratury. Po usłyszeniu zarzutów, czyli jazdy po pijanemu i naruszenia nietykalności policjanta, będzie mógł wrócić do domu. Prokuratura zajmie się zakończeniem dochodzenia i skierowaniem sprawy do sądu.
Do przymusowego doprowadzenia nie dojdzie, jeśli Włodzimierz K. uprzedzi ruch prokuratury i sam zgłosi się na przesłuchanie.