Pierwsze 400 zł brutto od 1 lipca i kolejne od 1 stycznia przyszłego roku – takich dodatków do miesięcznych wynagrodzeń oczekują ratownicy. Docelowo chcą dostać tyle ile pielęgniarki czyli w sumie 1600 zł brutto. W przeciwnym razie zaostrzą protest, który trwa już od kilku tygodni.
- Na ostatnim spotkaniu z przedstawicielami resortu zdrowia i finansów przedstawiliśmy swoje postulaty co do wynagrodzeń. Wstępnie z Ministerstwa Finansów dowiedzieliśmy się, że pierwszą transzę możemy dostać od 1 lipca tego roku, ale drugą dopiero od 1 lipca przyszłego roku ze względu na brak środków w budżecie – mówi Marian Zepchła ratownik medyczny z Lublina i wiceprzewodniczący Sekcji Krajowej Pogotowia Ratunkowego i Ratownictwa Medycznego NSZZ Solidarność. – Naszym zdaniem można znaleźć pieniądze w budżecie, świadczą o tym podwyżki w innych sektorach np. rolnictwie. Resorty mają rozważyć naszą propozycję i odnieść się do niej pod koniec czerwca na kolejnym spotkaniu.
A jeśli postulaty ratowników nie zostaną spełnione? – Wówczas zaostrzymy protest. Nie możemy na razie zdradzić szczegółów, ale na pewno podejmiemy bardziej radykalne kroki – zapowiada Zepchła. – Już teraz poza oflagowaniem budynków jednostek ratownictwa medycznego i ambulansów, karetki używają sygnału znacznie częściej. Chodzi nam o to, żeby społeczeństwo nas usłyszało i żeby słyszał nas też minister, żeby pamiętał, że czekamy na jego odpowiedź i liczymy, że podejmie rozsądną decyzję.
Dodaje, że protest nie jest wymierzony w pacjentów.
Ratownicy chcą wyrównania wynagrodzeń z pielęgniarkami, bo jak podkreślają mają te same kompetencje i obowiązki. W naszym województwie pracuje ok. tysiąca ratowników, którzy miesięcznie zarabiają od 1,5 do 2,8 tys. zł „na rękę”.