Właściciele nie mieli pozwolenia na sprzedaż środków spożywczych, a takimi produktami handlowali - stwierdzili inspektorzy sanepidu. I dziś po południu zamknęli kontrowersyjny sklep z dopalaczami w Lublinie.
Kolejny zarzut to fałszowanie informacji o produktach. - Na opakowaniach po angielsku jest napisane, że to suplement diety. Na to przyklejona jest informacja w języku polskim: przedmioty kolekcjonerskie - dodaje Policzkiewicz. - To niedopuszczalne.
We wtorek tuż po godz. 16 w sklepie zjawili się inspektorzy sanepidu. W asyście policjantów po cywilnemu przynieśli decyzję o zamknięciu placówki. Nie zastali właścicieli. Ci przyszli dopiero po dwóch godzinach.
- Pani da te papiery - powiedział jeden z nich do pani inspektor. Po odczytaniu im całej decyzji przyjęli ją. Mają dwa tygodnie na odwołanie. Mogą też starać się o zgodę na sprzedaż środków spożywczych.
Obecni w sklepie klienci zostali wyproszeni. - Właśnie miałem coś kupić, to skandal - denerwował się jeden z nich.
- Wszystko, co pobudza lub zwiększa metabolizm może być szkodliwe. Branie substancji nieznanego pochodzenia zawsze jest groźne - ostrzega dr Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator Regionalnego Ośrodka Toksykologii Klinicznej w Lublinie.
Brytyjska firma specjalizująca się w handlu dopalaczami ma już w Polsce 11 takich punktów.