Hiszpanie mogą zaskoczyć przy kolacji „pieprznym” dowcipem, Portugalczycy wolą rozmawiać o kobietach, Francuzi szczególną uwagę zwracają na etykietę. – Najbardziej kolację celebrowali Japończycy, nie było sztywno ale... dostojnie – wspominają oficjalne posiłki przedstawiciele lubelskiego Ratusza.
Zdaniem uczestników oficjalnych spotkań najszybciej swobodną atmosferę wprowadzają na obiadach narody z południa Europy. – Są mało protokólarni. Hiszpanie niemal natychmiast rezygnują z formy „pan” i „pani” i zwracają się po imieniu – mówi Joanna Szeląg z Biura Promocji Miasta UM.
– Burmistrz Alcala de Henares podczas swojej pierwszej wizyty zaraz po toaście zaczął opowiadać bardzo pikantne dowcipy. Byliśmy zaskoczeni, ale nie przekraczały one poczucia dobrego smaku – wspomina jeden z uczestników spotkania.
Hiszpanie są zawsze zaskoczeni, gdy kolacje kończą się ok. 11 wieczorem. – Chcą się dalej bawić i nie potrafią zrozumieć, że następnego dnia rano o 7.30 zaczynamy pracę. Oni pracują od godziny 9 – dodaje Szeląg.
Przy wyborze dań trzeba uważać, aby trafić w gusty gości. – Dobre chęci nie wystarczą – wspomina Szeląg. – Kiedyś na obiad z Portugalczykami zamówiliśmy czerwony barszcz. A goście go nie tknęli. Każda z dziewięciu osób delegacji umoczyła łyżkę w barszczu, podniosła do ust i... odłożyła. Wolałam nie pytać dlaczego.
Zwykle obiad czy kolacja to posiłek dwudaniowy. – Delegacja z Niemiec np. dostała zupę pomidorową a na drugie cielęcinę w sosie grzybowym – firmowe danie naszego szefa kuchni – mówi Irmina Florek z działu konferencji GrandHotel Lublinianka.
Nie ma uprzywilejowanych lokali. – Często goście sami decydują gdzie chcą zjeść, np. komisarz Unii Europejskiej, z pochodzenia Irlandczyk, wybrał Old Pub – dodaje Rakowski.
Nie wszyscy mogą liczyć na „prezydencki obiadek”. – Chodzi o przyjeżdżających bez zapowiedzi i nieoficjalnie – wyjaśnia Rakowski. – Wtedy kończy się na herbacie lub sami goście zapraszają prezydenta do restauracji.