Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie Bike Parku przy ul. Janowskiej. Obiekt, który pochłonął ponad 2,5 mln zł został rozmyty przez deszcze. Śledczy uznali jednak, że zarówno projektanci, jak i urzędnicy nie mogą za to odpowiadać przed sądem.
Tor dla rowerów przy ul. Janowskiej powstał w 2010 r. Obiekt szybko stał się jednak bezużyteczny. Jego ziemne elementy zostały rozmyte przez deszcze. Pojawiły się groźne dla rowerzystów zapadliska. Latem 2014r. Bike Park został ostatecznie zamknięty.
Specjaliści ocenili, że korzystanie z toru byłoby niebezpieczne. Z ekspertyz zamówionych przez MOSiR wynikało, że obiekt nie nadaje się do naprawy i najlepiej wybudować go od podstaw. Przyczyną fatalnego stanu toru mogły być zaniedbania na etapie projektowania i budowy.
Sprawą zajęła się prokuratura. Śledczy badali m.in. wątek niedopełnienia obowiązków przez projektantów toru. – Biegli ocenili, że projekt nie miał błędów, które mogłyby skutkować odpowiedzialnością karną. Poza tym projektanci nie są funkcjonariuszami publicznymi – wyjaśnia Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Wobec znamion przestępstwa śledztwo w tym punkcie zostało umorzone.
Identycznie zakończył się wątek dotyczący niedopełnienia przez prezydenta miasta i podległych mu urzędników. Mieli oni prowadzić nadzór nad projektowaniem i budową wartego 2,6 mln zł toru.
– Całą procedurę przeprowadzono zgodnie z przepisami. Obiekt został zaprojektowany zgodnie z prawem i przez osoby posiadające stosowne uprawnienia – wyjaśnia prokurator Kępka.
Śledczy badali również wątek niedopełnienia obowiązków przez szefa MOSiR. To miejska spółka odpowiada bowiem za należyte utrzymanie toru. – Oczywistym jest, że sposób sprawowania opieki nad torem nie może być uznany w całości za prawidłowy. Najistotniejszym błędem był brak stałej konserwacji, napraw, czy pogłębiania odpływów wodnych – ocenili biegli w swojej opinii. Jednocześnie jednak zwrócili uwagę, że na tor cały czas był narażony niszczące działanie czynników atmosferycznych. Poza tym, inwestycję zrealizowano na grząskim terenie, co utrudniało właściwe utrzymanie obiektu.
Z ustaleń śledczych wynika, że przedstawiciele MOSiR nie złamali prawa. Zajmowali się to torem na tyle, na ile mogli. W grę wchodzi jedynie odpowiedzialność dyscyplinarna, a nie karna.
Co ważne dla rowerzystów – biegli ocenili, że toru nie trzeba rozbierać. – Niewielkie nakłady pozwolą na przywrócenie obiektu do użytkowania – ocenili specjaliści.