Listę przyszłorocznych wydatków z miejskiej kasy zatwierdzili przed chwilą lubelscy radni po kilkugodzinnym sporze. Co piąta złotówka z miejskiej kasy ma trafić na inwestycje, w tym połowa na drogi, a tu największą inwestycją będzie budowa nowego odcinka ul. Bohaterów Monte Cassino.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Dochody mają wynieść 2,06 miliarda złotych, zaś wydatki 2,12 miliarda. Różnica ma pochodzić z kredytu. Zadłużenie na koniec roku jest planowane na kwotę 1,34 miliarda zł.
Jak miejski budżet wygląda w przeliczeniu „na głowę” mieszkańca? Każdy ma „wydać” w przyszłym roku 6219 zł, w tym 1247 zł na inwestycje. Tradycyjnie już będziemy wydawać więcej, niż zarabiamy, bo spodziewane dochody, w przeliczeniu na jedną osobę to 6041 zł.
Za budżetem głosowało 16 radnych prezydenckiej koalicji PO i Wspólnego Lublina. Przeciwko było 15 radnych PiS.
Głosowanie nad budżetem poprzedziła wielogodzinna dyskusja.
– Każdy budżet musi być kompromisem między możliwościami finansowymi a potrzebami – podkreśla Jan Madejek, szef klubu radnych Platformy Obywatelskiej. – Ten budżet jest dobrym kompromisem – dodaje.
– Mamy wzrost wydatków na transport publiczny, kulturę, stabilny poziom wydatków na edukację, na podwyżki wynagrodzeń pracowników miejskich jednostek organizacyjnych – mówi Madejek. Chwali prezydenta za inwestycje drogowe, w tym kontynuację przebudowy skrzyżowania al. Solidarności z al. Sikorskiego i ul. Ducha, rozbudowę ul. Muzycznej wraz z nowym mostem
Opozycja od razu zapowiedziała, że nie poprze projektu budżetu. – Jest niewykonalny – twierdzi Tomasz Pitucha, szef klubu radnych PiS. Mówi, że zawyżona jest kwota spodziewanych dochodów.
Jako jeden z przykładów wskazuje planowane wpływy z kar ściągniętych od gapowiczów w komunikacji miejskiej. Prezydent liczy na 5 mln zł, zaś opozycja pyta, czy to realne, skoro spodziewane wpływy w kończącym się roku to 1,5 mln zł, a w zeszłym roku wyniosły 1,3 mln zł.
PiS wytyka też brak pieniędzy na pewne inwestycje, choćby na remont sypiących się mostów, którymi al. Unii Lubelskiej przechodzi koło Gali nad Bystrzycą. – Co w przypadku konieczności ich zamknięcia z powodu stanu technicznego, sparaliżuje i tak stojące w korkach miasto – przestrzega Pitucha.
Opozycja zarzuca koalicji niechęć do współpracy. – Propozycja współpracy sprzed miesiąca została odrzucona – stwierdza Pitucha. Przypomnijmy: miesiąc temu radni PiS oświadczyli, że pierwszym krokiem takiej współpracy ma być powierzenie klubowi PiS stanowisk przewodniczących w pięciu komisjach Rady Miasta. Pitucha podkreśla, że propozycje zgłaszane przez radnych jego klubu nie były wpisywane do budżetu. – Miażdżąca większość nie została przez prezydenta uwzględniona.
– Jeżeli składa się komuś propozycję współpracy, to nie zaczyna się od tego, że żąda się pięciu stanowisk i nie ogłasza się najpierw tej propozycji w mediach – odpowiada radny PO, Bartosz Margul. I pyta, czy realne byłoby dopisanie do wydatków wszystkiego tego, co dopisać chcieli radni PiS (zdaniem prezydenta wnioski PiS opiewały na kwotę 350 mln zł) – Czy wtedy budżet byłby bardziej wykonalny?
Opozycję ostro strofuje radny Wspólnego Lublina i zarazem przewodniczący Rady Miasta, Piotr Kowalczyk. Zapowiada, że będzie piętnował radnych głosujących przeciw budżetowi, ale przychodzących na uroczyste przecięcia wstęg przy otwarciu inwestycji zapisanych w tym budżecie.
– Radnych będzie przybywało z miesiąca na miesiąc przy otwieraniu inwestycji. Każdy będzie wypinał pierś jako ten, kto pomagał, żeby załapać się na zdjęcie – mówi Kowalczyk. I deklaruje: – Z imienia i nazwiska nie podziękuję radnym, którzy nie poparli tej inwestycji, a przyszli się ogrzać przy otwarciu wstęgi. Mam nadzieję, że sobie to do serca weźmiecie?
– Nie zauważyłem, żeby radni PiS chodzili na te otwarcia, ale widać że jest tu jakiś kompleks z waszej strony. Na siłę chcecie nam wmówić coś, czego nie ma. A na pewno nie jest tak, że jeśli już któryś z radnych się pojawi, to próbuje brylować i błyszczeć – odpowiada Pitucha. – Gdzie przecinałem wstęgi i gdzie grzałem się w blasku fleszy, bo sobie nie przypominam? – pyta Zdzisław Drozd, radny PiS.
– Ta dyskusja dowodzi, że jednak rozpoczyna się kampania wyborcza. Jeśli prawdziwa byłaby krytyka przedstawiona przez przewodniczącego klubu PiS, to Lublin byłby w ruinie, a jest dynamicznie rozwijającym się miastem – komentuje Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. – Trzeba miarkować tę ocenę, bo buduje ona nasz wizerunek na zewnątrz.
Prezydent nie zgadza się z zarzutami, że niepotrzebnie zadłuża miasto. – Dług samorządu to dług związany z wydatkami na inwestycje, a dług rządu jest związany z przejadaniem pieniędzy na wydatki bieżące – wytyka Żuk. Podaje też, że gdy w 2010 r. przejmował władzę w mieście, Lublin był zadłużony na prawie 700 milionów zł. – Gdyby nie było tamtego zadłużenia, to nie musielibyśmy się zadłużać – szacuje. I dodaje: – Z jednej strony mówicie, że zadłużamy miasto, a z drugiej strony chcecie inwestycji.