Były strażnik z Aresztu Śledczego w Lublinie stanie przed sądem. Mężczyzna od miesięcy był podejrzewany o drobne kradzieże. Teraz grozi mu nawet do 10 lat więzienia
O kłopotach mundurowego pisaliśmy jako pierwsi, w marcu tego roku. Teraz do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód trafił akt oskarżenia przeciwko Łukaszowi S.
– 33-latek został oskarżony o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej – wyjaśnia Paweł Banach, szef Prokuratury Rejonowej w Lublinie. – Mężczyzna nielegalnie posiadał i użytkował na terenie aresztu klucze do pomieszczeń służbowych. Zarzucono mu również niewłaściwy nadzór nad osadzonymi, pracującymi w magazynie.
Z ustaleń prokuratury wynika, że klucze Łukasza S. pasowały m.in. do drzwi magazynów. Stamtąd właśnie ginęły drobne przedmioty. Łukasz S. odpowie m.in. za przywłaszczenia. Jak dowodzą śledczy, zabrał z aresztu m.in. drobny sprzęt AGD.
Podczas przesłuchania 33-latek nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Afera z kluczami skończyła się dla strażnika pożegnaniem z mundurem. Łukasz S. został definitywnie wydalony ze służby. Odwoływał się, ale w sierpniu decyzja w sprawie zwolnienia została utrzymana w mocy. Według przełożonych, strażnik został wyrzucony za „całokształt” – zarówno za sposób pełnienia służby, jak i przywłaszczenia.
Mężczyzna wpadł podczas wewnętrznej kontroli, kiedy posługiwał się własnymi kluczami. Wcześniej w jednostce od wielu miesięcy ginęły drobne przedmioty. Należały zarówno do osadzonych, jak i samego aresztu. Był to m.in. drobny sprzęt RTV-AGD czy odzież. Zdarzały się również braki w gotówce. Po wpadce strażnik oddał część „fantów”.
– Zarzuty się potwierdziły. Strażnik tłumaczył, że niczego nie kradł, a jedynie „pożyczał” – wyjaśniał po kontroli płk Tomasz Banach, ówczesny dyrektor Aresztu Śledczego w Lublinie.
Łukasz S. miał za sobą kilka lat służby. Pracował m.in. w magazynie, z którego przed dwoma laty zniknęły cztery telefony komórkowe. Sprawa wyszła na jaw, kiedy jeden z osadzonych wychodząc z aresztu zgłosił się pod odbiór swoich rzeczy. Mundurowi obawiali się, że osadzeni mogą dzięki telefonom kontaktować się z kolegami z wolności. Okazało się jednak, że z zaginionych aparatów nie dzwoniono z terenu jednostki.
Początkowo Łukaszowi S. groziło do 3 lat więzienia za przekroczenie uprawnień. Śledczy dowodzą jednak, że mężczyzna działał z chęci zysku. W tej sytuacji musi się liczyć z karą nawet do 10 lat pozbawienia wolności.