Jest już niemal pewne, że Pomnik Ofiar Getta Lubelskiego stanie czasowo na placu obok szkoły podstawowej nr 24 przy ulicy Niecałej.
Podpowiedź nadeszła od Morrisa Mariana Wajsbrota, prezesa New Lubliner & Vicinity Society z Nowego Jorku, znanego rzemieślnika i kupca lubelskiego zmuszonego za czasów antysemickiej hecy gomułkowskiej do wyjazdu z Polski.
W połowie sierpnia skierował on do dyrektorki Szkoły Podstawowej nr 24 w Lublinie Ireny Pogody list z prośbą, aby pomnik znalazł swe miejsce na placu przed nią. Powód? Jest to placówka o żydowskich korzeniach, powstała oryginalnie jako szkoła powszechna dla dziewcząt wyznania mojżeszowego, podczas I wojny światowej.
Potem stała się koedukacyjna, a polskie dzieci dołączyły do żydowskich kolegów w połowie lat 30. Ul. Niecała była przez lata licznie zamieszkana przez Żydów, a dawny budynek szkoły pod numerem 3, wciąż jeszcze stoi obok dzisiejszej podstawówki.
Kilka dni temu do Wajsbrota przyszła odpowiedź z Lublina. - Dostałem ciepły, wzruszający list - powiedział. - Pani dyrektor zapewnia, że pomnik zostanie przyjęty na plac szkolny z otwartymi rękami, skoro takie miejsce uważamy za godne. Pani Pogoda pisze też, że pamięć o tym, jak szkoła powstała, kto do niej chodził i jaki był wojenny los uczniów jest eksponowana na wszystkich uroczystościach szkolnych. Ten odruch zrozumienia i ciepłego charakteru listu jest pewny promykiem nadziei na tle poprzednich doświadczeń, jakie mieliśmy z miastem walczącym o "odjazd” pomnika z centrum miasta na peryferia i wmawiającym nam, że to jest marzenie... Żydów.
Z listu, jaki udostępnił nam Morris Marian Wajsbrot wynika, że dyr. Irena Pogoda konsultowała kwestię zdeponowania pomnika przed szkołą z prezydentem Andrzejem Pruszkowskim, a ten zlecił już wykonanie dokumentacji technicznej dla takiej lokalizacji.